Nad miastem wzeszła chmura końca świata,
Nie każdy wiedział, że czeka go śmierć.
Motylek, łąka, polna trawa,
mogłeś mieć wszystko, co tylko chcesz.
Żyć w takiej nieświadomości mógł tylko jeden z nich,
W dziecięcym świecie marzeń do końca swoich dni.
Świat jest piękny i kolorowy, kochają się wszyscy nawzajem.
Takie poglądy to tylko oni, że nikt tutaj nie jest zły.
Ja się z nimi nie zbratam, bo myślę więcej i to mnie krzywdzi.
Zamykam się w sobie, współczuję i pojąć nie mogę, że niby tak piękny jest świat.
Nie toleruję, nie akceptuję, uważam na siebie i wciąż żałuję.
Dla nich nie ma celów wyższych, do których tak uparcie dążę.
Nie komplikują życia, co prowadzi do ich zguby.
Mam szacunek w mieście, nie łatwo mnie oszukać.
Taki, jak on, nie dotrwa, zabiorą wszystko, zostawią...
Naiwność wplata się w życie, u nich pozostaje,
A mi wystarczy pociecha, że idę bez niej dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz