Przebudziłem się. Jestem. Żyję. Spoglądam na swoją rękę, która
obwiązana jest cienką opaską. Odetchnąłem z ulgą, gdy dostrzegłem, że napisane
jest na niej „człowiek”.
A więc należę do elity, do
najlepszych. Otrzymuję rozum i duszę. Będę świadomy wszystkiego, co się tutaj
stanie.
Żadne zwierzę, ani tym
bardziej roślina, nie dostąpi tego zaszczytu. Pod kontrolą naszych tutejszych
podopiecznych zostają podporządkowane specjalnym grupom, gdzie przydziela się
im konkretny gatunek oraz, co za tym idzie, wygląd i niektóre cechy. Jednak
żadne z nich nie rozumie i nie jest świadome całego tego procesu. Spośród nas
wszystkich, którym Pan ofiarował dar istnienia, tylko wyróżnieni mają najwięcej
praw, ale też i obowiązków. To na nich spoczywa odpowiedzialność za pozostałe
istoty, co wiąże się również z decydowaniem o wszelkich życiowych sprawach. Do
tej właśnie grupy zostałem przydzielony.
W związku z tym, zaraz na
wstępie otrzymuję wprawdzie niemałą, ale jakże przydatną dawkę podstawowej wiedzy.
Wiem, dlaczego tu jestem i do czego to wszystko zmierza. Podobnie jak inni,
zostałem wybrany, aby zrealizować swoje
życie na Ziemi. Po co? To, póki co, nie będzie nam dane wiedzieć. Wiedzą tylko
ci, którzy stamtąd powrócili. Odmienieni i szczęśliwi. Odwiedzają nas, aby co
nieco opowiedzieć o zadaniach i trudnościach, z jakimi przyjdzie nam się
zmierzyć. Jednak wszystko tak naprawdę zależy od tego, jaki wynik dadzą
losowania. Dopiero po ich zakończeniu dowiemy się szczegółów.
O co chodzi? A więc, każdy
z nas zasięgnie kolejno do kilku naczyń. Z nich wylosujemy cechy i przymioty,
które będą naszym odzwierciedleniem na Ziemi. Każda następna będzie zależeć od
poprzedniej. Nikt nie wie, co mu się trafi. I nikt tak naprawdę nie wie, co
jest dobre, a co złe.
Pan mówił, że wszystko, co
od niego pochodzi, jest dobre. Próbuję mu zaufać. Ale wciąż nie potrafię tego
rozróżnić. Nikt nie potrafi. Na tym polega trudność bycia człowiekiem. Mamy
świadomość tego, czego tak naprawdę nie jesteśmy w stanie pojąć.
Ustawiam się na końcu
kolejki. Przede mną stoją istoty podobne do mnie, lecz jak gdyby niewyraźne i
nieokreślone. Wychylam się lekko, aby choć trochę zobaczyć, co dzieje się z
przodu. I oto widzę, jak pierwsze osoby nabierają nieco innego, nowego wyglądu.
Udaje mi się rozróżnić dwa rodzaje, trochę jak dwa gatunki. Z pozoru wszystko
szło sprawnie i zgodnie z planem, jednak po chwili zorientowałem się, że
kolejka przestała się posuwać. Wychyliłem się ponownie. Można było
wywnioskować, że przy niektórych osobach nastąpiły niemałe zakłócenia. Plotki
głosiły, że nie każdy jest albo taki, albo taki. Nie miałem jednak czasu
zastanawiać się nad tym dłużej, bo oto nadeszła moja kolej.
Obok „naczynia” stała
wzniosła, wzbudzająca podziw i respekt postać. Poleciła mi, żebym włożył dłoń
do środka, a następnie wyciągnął to, co mi wpadnie w rękę. Jak nakazała, tak
uczyniłem. Poczułem lekkie ukłucie, z czasem ból narastał i zmusił mnie, żebym
wyjął dłoń. Chyba nie do końca tak się to miało potoczyć, jak wywnioskowałem z
miny strażnika. Nie rozumiem jednak, co zrobiłem nie tak. Jednak spojrzałem na
karteczkę i już wiedziałem, w czym tkwi problem. Nie mogłem wprost uwierzyć, że
widnieje na niej napis „kobieta”.
Jak to możliwe? Dalibyście
wiarę? Osobiście nie nastawiałem, czy też nie nastawiałam się na żadną z opcji,
jednak jak dotąd opisywałam wszystko z nieco innej perspektywy. Dla was byłam
jako „on”. A tu, proszę, taka niespodzianka.
Nie wzbudzałoby to we mnie
niepokoju, gdyby nie mina strażnika. Czyli nie do końca wyszło zgodnie z
planem.
Wyjął z kieszeni czerwoną
naklejkę z jakimś znaczkiem i przykleił mi ją na czoło, a następnie nakazał prędko
iść dalej. Natrafiłam na kolejnego strażnika, prawie nie różniącego się od tego
poprzedniego. Spojrzał na mnie, zamruczał coś pod nosem i zaprowadził pod drzwi oznaczone tym samym znaczkiem,
który widniał na naklejce.
- Życzę powodzenia,
wyróżniony. – tylko tyle powiedział, po czym otworzył wejście i lekko pchnął
mnie do przodu.
Znalazłam się w ogromnej
sali pełnej pustych krzeseł. Tylko jedno z nich było zajęte – mianowicie, był
to kolejny ze strażników, jednak ten wyróżniał się spośród tamtych. Wzbudzał we
mnie o wiele większy podziw, zdawał się wyższy i piękniejszy.
- Nareszcie, myślałem, że
już nie przyjdziesz! Wszyscy już czekają.
Pociągnął mnie za rękę i
zaprowadził do kolejnego przejścia, jedynego w tym pomieszczeniu - ponieważ,
gdy obejrzałam się za siebie, na miejscu drzwi, przez które się tu dostałam,
była ściana.
Kolejna sala całkiem
przypominała poprzednią, z tą różnicą, że miejsca zajmowali ludzie i ich
strażnicy, a na środku stał instruktor, który pewnie opowie nam teraz, co i jak
się odbędzie.
Gdy weszliśmy, wszystkie
oczy zwróciły się ku nam - nic dziwnego, skoro przybyliśmy ostatni. Zorientowałam
się, że każdy z nas ma już swój własny, indywidualny wygląd, mimo, że
przeszliśmy tylko przez jedno losowanie. W dodatku, czego się nie spodziewałam,
naszej grupy nie tworzyły tylko kobiety.
Instruktor przeprosił nas
i opuścił salę na bliżej nieokreślony czas, ponieważ miał coś pilnego do
załatwienia. Gdy tylko wyszedł, strażnicy rozpoczęli głośne pogawędki, w sali
wybuchnął jeden wielki gwar i śmiech. Ludzie zaś siedzieli po cichu, kompletnie
niezorientowani w sytuacji. Gdybyśmy się znali, pewnie również nie
zmarnowalibyśmy okazji do rozmów. Rozejrzałam się trochę po sali, a ponieważ
nie było w niej nic, poza krzesłami, na których wszyscy siedzieliśmy, zaczęłam
przyglądać się twarzom ludzi. Zadziwiło mnie to, że każda z nich była zupełnie
inna, na swój sposób wyróżniała się spośród pozostałych. Jednak największą moją
uwagę zwróciła osoba, chyba również dziewczyna, która z trudem powstrzymywała
łzy, a z jej oczu można było wyczytać szczery smutek. Przez chwilę zawahałam
się, jednak zdecydowałam się wstać i podejść do niej.
- Przepraszam, mogłabym
jakoś pomóc?
Dziewczyna przestraszyła
się nie na żarty. Zupełnie nie spodziewała się, że ktoś mógłby do niej podejść.
Przetarła oczy i nos ręką.
- Tobie również odebrali
braciszka? – zapytała.
W pierwszym momencie nie
wiedziałam, o co jej chodzi. Szybko jednak przypomniałam sobie, że również w tą
wiedzę zostałam zaopatrzona. Niektórzy z nas, tyczy się to też zwierząt,
otrzymali brata lub siostrę – towarzysza podobnego do nas, który od samego
początku będzie nam na Ziemi towarzyszył, wychowywał się i dorastał z nami.
Będziemy mieli wspólnych opiekunów. Może nas być więcej i najczęściej
przybywamy na świat w innym czasie. Wynika z tego, że nie było mi dane tego dostąpić.
Takich, jak ja nazywają „jedynakami”.
Wracając do dziewczyny –
po chwili zastanowienia wyjaśniłam, że nie mam braciszka.
- Przez to, że jestem
tutaj, nie mogę żyć razem z nim. Czy to jest w porządku? – łzy zaczęły napływać
jej do oczu.
Nie odpowiedziałam. Nie
potrafiłam, nie wiedziałam. Przypomniał mi się Pan – czy to było dobre?
Czy też nie pochodziło od Niego?
Dziewczyna ukryła twarz w
dłoniach, zostawiłam ją więc w spokoju.
- A tej co się stało? –
zapytał mnie ktoś. Jak się okazało, był to chłopak.
- Straciła brata. –
odparłam krótko.
- Straciła? Tu się dzieje
coś niedobrego…
- Co masz na myśli? –
zainteresowałam się.
- Nie słyszałem o tym,
żeby kiedykolwiek takie coś miało miejsce.
- A skąd mógłbyś to
wiedzieć? Nie o wszystkim nas przecież informują.
- I to jest właśnie
problem. Nie jesteśmy świadomi czegoś istotnego.
Zastanowiłam się przez
chwilę, równocześnie przyglądając się chłopakowi. Miał w sobie coś innego, coś
interesującego. Coś, czego nie dostrzegłam u dziewczyn.
- Wiesz o czymś, o czym
inni nie wiedzą? – zapytałam.
Milczał przez moment, po
chwili jednak nakazał mi schylić się do niego. Wprawdzie w tym hałasie i tak
nikt postronny nic by nie usłyszał, jednak dla pewności wolał mówić szeptem.
Swoją drogą, zdziwiło mnie to, że postanowił mi zaufać.
- Otrzymałem brata, dużo
starszego od siebie. O wiele bardziej inteligentnego niż ja. Raz udało mu się
podsłuchać jedną rozmowę strażników, z której dowiedział się, że
najprawdopodobniej działają oni niezgodnie z poleceniami Pana. Krótko mówiąc,
knują coś za jego plecami.
- Czy to możliwe, żeby
cokolwiek wyrwało się Panu spod kontroli?
- Mnie również trudno w to
uwierzyć. Ale obawiam się, że nie powinniśmy tutaj być.
Nie wiedziałam, co w tym
momencie mam myśleć. Zaufać chłopakowi? Czy też bezwzględnie podporządkować się
strażnikom? Zrobiło mi się żal dziewczynki. Pomyślałam że tak naprawdę tylko
Pan jest godny zaufania, bo tylko Pan jest dobry. Ale nikt z nas go nie
widział, nie wiemy nawet, gdzie mielibyśmy go szukać. Wiemy tylko to, że jest.
Czy czuwa? Czy wie, że coś niewłaściwego się dzieje?
Spojrzałam na chłopaka
pytająco.
- Nie jestem pewien, komu
jeszcze można tu ufać. Wolę zbytnio nie ryzykować.
- Znasz tutaj kogoś?
- No co ty, nikt tu nikogo
nie zna i chyba nie powinien poznać.
- A jednak rozmawiamy.
- I to mnie właśnie
niepokoi.
W tym momencie do sali
wrócił instruktor. Wszyscy aniołowie, jak na zawołanie ucichli, ja zaś prędko
zajęłam swoje miejsce. Przyniósł ze sobą stosik jakichś papierów. Spodziewałam
się, że wygłosi jakiś wykład, czy coś w tym stylu.
- Proszę powstać i udać
się za mną. – nakazał.
Wszyscy skierowali się w
stronę wyjścia. Już miałam tam podejść, gdy ktoś pociągnął mnie do tyłu za
rękę.
- Mamy jedyną okazję, żeby
stąd zwiać. – szepnął chłopak.
- Ale jak, gdzie? –
wydukałam.
- Obojętne, gdzie się
będzie dało. Weź ze sobą tą dziewczynę. – polecił.
Nie miałam czasu się
zastanawiać, zaufałam mu. Przed wyjściem udało mi się odnaleźć moją pierwszą
znajomą i poinformować ją o zaistniałej sytuacji. Była tak załamana, że bez
wahania zgodziła się na wszystko.
Wyszliśmy ostatni. Póki co
instruktor prowadził nas wąskim korytarzem, od którego nie odchodziły żadne
inne. W końcu po jednej stronie pojawiły się drzwi. Chłopak delikatnie nacisnął
klamkę – otworzyły się! Bez zastanowienia, weszliśmy do środka.
Natrafiliśmy na ciemność i
strome schody prowadzące w dół. Nie mając innego wyjścia, zaczęliśmy schodzić. Trwało
to dość długo, jak gdyby droga nie miała końca. Wkrótce ujrzeliśmy smugę
światła, która rozjaśniała się, im bliżej podchodziliśmy. Nie mogliśmy uwierzyć
w to, co zobaczyliśmy na dole.
To było wszystko to, co
zostało nam opisane jako prawdziwa Ziemia – słońce, niebo, chmury, trawa…
Niesamowite!
Pierwszy oddech, pierwszy
powiew wiatru, pierwszy krok… Nie wiem, ile to trwało, długo jednak staliśmy
tak i napawaliśmy się tym pięknem.
- No i co teraz? Macie
jakiś pomysł? – zapytałam.
- Co my mamy w ogóle
robić, ja nic nie wiem! – przeraziła się dziewczyna.
- Proponuję iść przed
siebie. – polecił chłopak.
Ta istota coraz bardziej zaczęła
wzbudzać we mnie podziw – to opanowanie, pewność siebie. Miał coś, czego my nie
miałyśmy, czymś nad nami górował. To sprawiało, że jak dotąd nie podważyłyśmy
ani jednej jego decyzji.
Miejsce, do którego szybko
dotarliśmy, było niewielką jaskinią, z pozoru zwyczajną. Jednak ciekawość
kazała nam wejść do środka.
Ostatnia osoba, której
mogliśmy się tam spodziewać, to jeden ze strażników. Ten jednak był o wiele
starszy niż ci, z którymi mieliśmy jak dotąd do czynienia. Już zamierzaliśmy
uciekać, jednak starzec spojrzał na nas łagodnym wzrokiem i ze spokojem polecił
nam pozostać.
- Spodziewałem się, że
komuś w końcu uda się uciec. – uśmiechnął się, jakby do siebie.
Milczeliśmy przez chwilę.
- Może nam pan wyjaśnić, o
co w tym wszystkim chodzi? – spytał grzecznie chłopak.
- Sprawa była do
przewidzenia od dawna. Stróżom zachciało się władzy, zaczęli więc knuć własne
plany. Głupcy, powinni wiedzieć, że przed Panem nic się nie ukryje.
- A więc Pan wie o
wszystkim? – spytałam.
- Oczywiście. Nie ma niczego,
o czym by nie wiedział.
- To dlaczego nic nie
robi? Dlaczego jest obojętny?
- Pan dał wszystkim wolną
wolę. Czuwa nad całym światem, jednak nie ingeruje w jego sprawy, jeżeli nie ma
szczególnej potrzeby.
- To tak, jakby pozostawił
nas zdanych tylko i wyłącznie na siebie. – odezwała się dziewczyna.
- Poniekąd masz rację.
Jednak nie odkryjecie sensu tutaj, na Ziemi. Będziecie poszukiwać i zadawać
pytania, jednak do niczego konkretnego nie dojdziecie. Na tym też polega
trudność waszego zadania.
- A pan? Czym się pan
zajmuje? – zapytał chłopak.
- Wszystkim i niczym tak
naprawdę. Czekam, aż to całe zamieszanie ze światem się skończy.
- A skończy się kiedyś?
- Też chciałbym to
wiedzieć.
Zanim wyszliśmy,
przypomniała mi się jedna ważna rzecz.
- A co się dzieje z braćmi
i siostrami? Jest szansa, aby ich odnaleźć?
- Stróżowie dużo
namieszali w planach Pańskich. Ale sam Pan jest dobry. Musimy więc żyć zgodnie
z jego planem. Więcej nie jestem wam w stanie powiedzieć. Idźcie już, nie
jestem pewien, czy jesteście tu bezpieczni.
- Dziękujemy panu. –
pożegnaliśmy się i szybkim krokiem wyszliśmy.
- Wiemy już chyba wszystko.
Co teraz? – spytał chłopak.
- Proponuję iść przed
siebie. – uśmiechnęłam się na myśl, że cytuję jego słowa.
- Myślę, że, przede wszystkim,
powinniśmy trzymać się razem. Z dala od tego miejsca, nie zamierzam dać się im
złapać. – odparł chłopak.
- A co z innymi? Nie
powinniśmy po nich wrócić? – zapytałam.
- Obawiam się, że nie ma
już dla nich szans… Zresztą spójrz, drzwi zniknęły – wskazał miejsce, przez
które wcześniej dostaliśmy się na Ziemię.
- Podejrzewam, że prędzej
czy później możemy natknąć się tutaj na jedną z tych osób. – dodał.
- Co my wszyscy mamy w
ogóle ze sobą wspólnego? – zastanowiłam się.
- Czy was też zabolała
ręka, gdy włożyliście ją do naczynia? – spytała dziewczyna.
Znaleźliśmy jeden element
łączący.
- Oczywiste, że chodzi im
o coś więcej. – podsumował chłopak.
- Proponuję jednak,
zamiast nad tym rozmyślać, poszukać czegoś do jedzenia. Potem pomyślimy, jak
można by odnaleźć naszych braci. – dodał i uśmiechnął się do dziewczyny.
Onieśmielona, z czasem nabierała jednak pewności siebie.
Mówiono nam, że życie zaczynamy od pełni nieświadomości i zależności od innych. My jednak przybywamy jako zgrana grupa przyjaciół, zwarci i gotowi na wszelkie przeciwności losu. A naszym opiekunem jest i zawsze będzie Pan. Gdziekolwiek jest…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz