Jaki świat jest nieprzewidywalny! Tak wiele rzeczy nas
zaskakuje, tyle jeszcze nie wiemy i nie
zauważamy. Trzeba być twardym, mieć oczy i uszy szeroko
otwarte, bo inaczej się nie przetrwa.
Kalina
1 lutego
Mieszkamy z Andrzejem ponad 2 miesiące - jak ten czas
szybko leci! Dotychczas nic nadzwyczajnego
się nie wydarzyło. Szkoła, jak to szkoła, trzeba się
uczyć i tolerować niektórych.
Monika akurat nie ma w ogóle problemu w kontaktach z
rówieśnikami - ją
wszyscy tolerują i w większości lubią.
Maja, jak na razie, czuje się dobrze. Wprawdzie jej stan
nie poprawił się, ale nie zauważono
u niej żadnych prób samobójczych, co zdarza się u
większości schizofreników. Odwiedzamy
ją raz za jakiś czas i rozmawiamy. Już kilkakrotnie
dopytywała się o Kubę - skoro wcześniej
darzyła go ogromną sympatią, dlaczego teraz miałoby być
inaczej?
Musiałam jej z przykrością oznajmić, że jemu i chłopakom
nie uda się przyjechać do nas na ferie.
Dotychczas kontaktowaliśmy się tylko przez nieczęste
rozmowy telefoniczne - w trzeciej klasie
gimnazjum mają dużo nauki i różnych obowiązków, przez co
nie znajdują czasu na pogadanki. Z tego
też powodu nie odwiedzą nas tej zimy. Szkoda, zależało mi
na spotkaniu się z nimi.
9 lutego
Trzeci dzień ferii, a ja siedzę całymi dniami i czytam
książkę - nie mam nic innego do roboty.
Monika znalazła sobie koleżanki, z którymi ciągle
przebywa. Tęsknię za chłopakami. Właściwie
to nie mieliśmy w ogóle okazji spędzić ze sobą czasu, jak
normalni ludzie - od kiedy ich
poznałam, zajmowaliśmy się tylko sprawą Kuby i Mai.
Wprawdzie rozmawialiśmy dużo ze sobą, ale,
w gruncie rzeczy, nie znamy się tak dobrze, jak mi się
dotychczas wydawało.
Dlatego też zależało mi na tym, żeby przyjechali do nas
chociaż na kilka dni.
Po południu poszłam odwiedzić Maję. Wciąż unika jedzenia
i wychodzenia z pokoju - nie wiadomo
w ogóle, co z tym zrobić. Wprawdzie jej przybrana matka,
pani Beata, zabiera ją regularnie na
jakieś psychoterapie, ale nie za bardzo to pomaga.
- Cześć, Ajka, co tam u ciebie?
- Witaj, Aniu, wszystko w porządku. Zobacz, Max chce się
z tobą przywitać.
Nasz kochany psiak! Widać, że znakomicie czuje się w
nowym domu. Dobrze, że go znaleźliśmy,
inaczej pewnie wciąż siedziałby przy tym śmietniku i
zjadał resztki starego jedzenia.
- Chcesz zobaczyć mój nowy obrazek?
- Pewnie, pokaż mi!
Dzieło przedstawiało nie kogo innego, a Kubę! Te same
czarne okulary i ciemne włosy.
- Chciałabym znów go zobaczyć. Wtedy nam się tak dobrze
rozmawiało!
Pamiętam Drzewo jako przemądrzałego zarozumialca. Od
naszego pierwszego spotkania bardzo się
zmienił. To, co się wydarzyło przez ten czas, musiało
wywrzeć na nim duży wpływ. Nie wiem tylko,
jak będzie wyglądać przyszłość jego i Majki. Nie wiadomo,
co z nią będzie, jak zmieni się jej
stan. I czy oni w ogóle mają szansę zostać przyjaciółmi?
11 lutego
Znów coś złego dzieje się z Ajką. Wczoraj ponownie do
niej przyszłam, ale zanim zaczęłam z nią
rozmawiać, dowiedziałam się od jej matki, że dziewczyna
kolejny raz się cięła!
- Maju, co się znowu stało, dlaczego to robisz? -
spytałam, gdy wpuściła mnie do pokoju.
- Sama nie wiem. Chyba po prostu brakuje mi ojca,
chciałabym zobaczyć tego Kubę. Nie mam nikogo!
- Przecież ja tu jestem, twoja mama, Max...
- Wiem, ale to nie to samo. W tej chwili potrzebuję taty
- od ponad roku czekam, aż wróci z
tej wojny. Właściwie to widziałam się z nim tylko 2
miesiące, zanim musiał pojechać.
I jak tu wytłumaczyć dziewczynie, że nigdy już nie
zobaczy ojca?
- Gdzie musiał wyjechać?
- Do Iraku, na misję. Mama nic mi nie chce na ten temat
powiedzieć. Kilka miesięcy temu przeczytałam w internecie,
że wszyscy żołnierze mieli wrócić z powrotem do Polski,
ale do dziś nie wiem nic o tacie. Myślę,
że może jednak musiał zostać tam dłużej.
Biedna Majka! Rozpłakałam się, aż tak mi jej było żal.
- Miejmy nadzieję, że on wróci. Ja wciąż w to wierzę. -
powiedziała i podała mi chusteczkę do nosa.
Nie mogłam się tak po prostu dowiedzieć, że jej ojciec
zginął. Pożegnałam się więc, bo chciałam
jeszcze pomówić o tym z panią Beatą.
- Nie potrafiłam jej o tym powiedzieć. Ta wiadomość
mogłaby o wiele bardziej pogorszyć jej stan.
- powiedziała
matka.
- Doskonale panią rozumiem. Czy pani mąż dawno zginął?
- W marcu zeszłego roku. Musiał wyjechać na początku
września, a miał wrócić w listopadzie
następnego roku.
Nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Takiej osobie bardzo
trudno jest o tym mówić.
- Naprawdę, bardzo mi przykro. - odparłam smutno.
- Akurat wtedy, kiedy żołnierze mieli wracać, zaczęły się
problemy z Majką - widać, co jest tego głównym
powodem. - zakończyła pani Beata. Czyli, że nie chodziło
tylko o rozstanie z Kubą.
13 lutego
Zarówno mnie, jak i Majkę, ucieszył telefon od chłopaków.
Jednak uda im się przyjechać na 3 dni!
W nocy wyruszają, więc jutro rano powinni być u nas.
Wreszcie będziemy mieli okazję spokojnie
porozmawiać.
14 lutego
Czekałyśmy z Moniką z niecierpliwością na dworcu
kolejowym na przyjazd chłopaków. Wreszcie pociąg nadjechał
i wysiedli. Paweł od razu po wyjściu zapalił papierosa -
jak zwykle. Przywitaliśmy się serdecznie
i poszliśmy do naszego domu. Andrzej przygotował
uroczysty obiad.
- Jak miło was widzieć, chłopcy! - także bardzo się
ucieszył na ich widok.
- Siadajcie i opowiadajcie, co tam w Bielsku. - dodał
radośnie.
- Nic nadzwyczajnego się nie działo przez ten czas,
wszystko w porządku. - powiedział trochę
niepewnie Paweł.
- Nie opowiadaj bzdur, Bilbo, bo i tak im opowiemy o tym,
jak nie teraz, to później. - odrzekł
stanowczo Marcin ( zaczął się odzywać! ).
- Co takiego się wydarzyło? - spytałam zaciekawiona.
- Dowiedzieliśmy się wielu bardzo ważnych rzeczy. - rzekł
Kuba.
Po wysłuchaniu nie wiem, czy jest coś, co będzie w
stanie, przez najbliższy czas, bardziej mnie
zaskoczyć.
* * * * * * * * *
* * * * * * * *
A tak brzmiała owa opowieść o "tajemniczej"
przeszłości Pawła i Kuby oraz, nareszcie, kilka słów
o rodzinie Marcina! Mówił Drzewo:
- Zaczęło się to w zeszłym tygodniu. Zaważyłem dziwne
zachowania u mojego ojca - wracał później do domu, niż zwykle, był zakłopotany, ale równocześnie, w
nienaturalny dla niego sposób, miły i
pełen pozytywnej energii - on! Zapracowany i nerwowy
człowiek! Próbowałem dowiedzieć się czegoś
od niego, ale za nic nie chciał powiedzieć: "Czemu
pytasz mnie o takie drobnostki, synku? Nie
mogę mieć tak po prostu dobrego humoru?". Chodził
uśmiechnięty, śmiał się z wszystkiego - zupełnie
niepodobne do niego zachowanie. Dość szybko, bo za jakieś
dwa dni, dowiedziałem się wszystkiego od
Marcina:
" - Cześć, słuchaj mam ci coś ważnego do
powiedzenia. Możesz przyjść do mnie?
- Siema, zaraz będę. Bilbo też ma przyjść?
- Jeśli może, to niech idzie."
Poszliśmy więc z Pawłem do Białego, który był świadkiem
pewnego bardzo istotnego zdarzenia:
- Szedłem wieczorem do domu ze sklepu, koło szkoły.
Obejrzałem się w kierunku
gimnazjum i zobaczyłem na jego placu nie kogo innego,
a... dyrektora z jakąś kobietą! -
rzekł Marcin.
- Kobietę??? Kto to w ogóle jest??? - spytałam
zaskoczona.
Kuba kontynuował:
- Marcin nie przyglądał się długo, żeby go nie zauważyli.
Podobno nie brakowało czułych gestów.
Właściwie to nie dziwię się - ojciec od dawna czuje się
samotny. I o tym właśnie dużo się
dowiedzieliśmy...
- Mówiliście, że twoja matka i rodzice Pawła zginęli w
wypadku samochodowym. - przerwałam.
- No, właśnie, nie słyszałem większych bzdur. - odparł
Kuba.
- Ale o tym lepiej opowie wam Paweł. Jego to głównie
dotyczy.
Bilbo dotychczas siedział w milczeniu, ale opowiedział
wszystko:
- Mój ojciec był szwagrem dyrektora - jego siostra to
żona wujka. Oboje, jak wszyscy mężczyźni do niedawna, musieli
pełnić obowiązkową służbę wojskową. Tacie spodobało się
to środowisko, chciał zajmować się tym zawodowo.
Z kolei wujek wolał pracę biurową, wojsko było dla niego
niepotrzebnym zamieszaniem. Skończył studia i został
nauczycielem, a potem dyrektorem. Był mężem pani pedagog,
czyli matki Kuby. I to ona jest jedyną
osobą, która faktycznie zginęła w wypadku samochodowym. -
przerwał na chwilę. O śmierci trudno
się mówi. Za moment kontynuował:
- Pan Bagiński przez lata przygotowywał się do swojego
zawodu, chciał bowiem w przyszłości wziąć udział
w misji. Akurat, w odpowiednim dla niego momencie,
żołnierze wyjeżdżali do Iraku.
- Skąd ty to wszystko wiesz?? - przerwałam zdziwiona.
- Rodzice Marcina nam o tym opowiedzieli. Przyjaźnili się
z państwem Bagińskich.
Ale to jeszcze nie koniec historii. Trudno mi o tym
mówić, ale chcę, żebyście wiedzieli.
Ojciec poznał tam Agnieszkę, "jednego" z
żołnierzy. Oczywiście, zakochał się z wzajemnością. I po jakimś
czasie, zupełnie przypadkowo, zaszła w ciążę. Wróciła do
Polski i urodziła tego rudego gościa,
z którym właśnie rozmawiasz. - zaśmiał się. Jednak dodał:
- Prawdę mówiąc, nie mam pewności, czy rodzice mnie w
ogóle chcieli. A nawet jeśli, to nie mieli
okazji się mną nacieszyć - ojciec zginął jakieś 2
miesiące po moich narodzinach. Matka chciała za
wszelką cenę jechać znów do Iraku, więc dała mnie pod
opiekę babci. Wychowywałem się od samego
początku z Kubą - jesteśmy jak bracia. - uśmiechnął się
do kuzyna.
- Jak to możliwe, że dopiero teraz się o tym
dowiadujecie?! - spytałam.
- Widzisz, przez to, że ojciec, po śmierci mojej matki,
poświęcił się całkowicie pracy, nie
rozmawialiśmy nigdy na takie tematy. - odparł Kuba.
- A co się stało z panią Agnieszką? - zapytałam.
- Też zmarła w Iraku, ale nie wiadomo, czy zginęła, czy
też przez jakąś chorobę. W każdym razie
nie żyła długo po moich narodzinach. - odpowiedział
Paweł.
Monika się rozpłakała - nie dziwię się jej, bo mnie też
łzy napływały do oczu. Czemu ten świat jest
taki okrutny? Dlaczego żadne z nas ( no, może oprócz
Marcina ) nie może mieć normalnej rodziny?
W dodatku, po prawie 16 latach, Paweł dowiaduje się od
mamy i taty przyjaciela całej prawdy.
O moich rodzicach wiem na pewno, że przyczyną śmierci był
rak.
Objęłam Monikę ramieniem i podałam chusteczkę. Andrzej
wyraził ogromne wyrazy współczucia, a następnie
poczęstował wszystkich świeżo upieczonym jabłecznikiem.
- A co słychać u Majki, wszystko w porządku? - spytał po
dłuższej chwili Drzewo.
- Dobrze, że pytasz. Często mówi o tobie, chciałaby cię
znów zobaczyć. Nawet narysowała twój
portret!
- W takim razie powinienem ją odwiedzić! - powiedział
radośnie Kuba.
- Oprócz tego, nie było z nią ostatnio dobrze. Znów się
cięła. - odparłam niepewnie.
- Dlaczego, co się stało??? - przestraszył się Drzewo.
Opowiedziałam im w skrócie o tęsknocie dziewczyny za
ojcem.
- Może twoi rodzice znali męża pani Beaty? - Marcin
spytał Pawła.
- Rzeczywiście, pewnie byli razem na tej misji!
Postanowiliśmy, że porozmawiamy o tym z mamą Majki.
- Oczywiście, że znałam Bagińskich! Dobrzy ludzie. Nie do
wiary, ty jesteś ich synem! - zwróciła
się do Pawła.
- Sama chciałam zaopiekować się tobą, ale twoja mama już
przekazała cię babci. Już wtedy szukałam
dziecka, gdyż sama nie mogłam go mieć. - wyznała
szczerze.
- Rozumiem. A co tam u Majki, dobrze się czuje?
- Nie może się doczekać, aż przyjdziecie. Pójdę jej o tym
powiedzieć.
Lecz w tym momencie Ajka wyszła ze swojego pokoju i
pobiegła do nas! Niemożliwe! Nie przypuszczałam, że taka
drobnostka może przełamać jej lęk przed światem
zewnętrznym.
- Cześć, Kuba, jak dobrze cię znowu widzieć! - ucieszyła
się i przytuliła go.
- Ja też się cieszę, że jesteś. - uśmiechnął się.
- Za wami także tęskniłam. - zwróciła się do nas.
Pani Beata, uradowana wyjściem Majki z pokoju,
poczęstowała nas kolacją. Później
poszliśmy z powrotem do domu. Wszyscy poszli spać, a że
nie było jeszcze późno, porozmawiałam z Pawłem:
- Nie udało wam się odkryć, kim jest ta kobieta, co była
z twoim wujkiem?
- Jeszcze jej nawet nie widzieliśmy. Wiemy o niej tylko z
opowieści Marcina. Jak wrócimy, będziemy
starali się dowiedzieć czegoś więcej.
- A co z Białym? Ostatnio się gadatliwy zrobił.
Paweł zaśmiał się.
- O co chodzi? Coś się stało? - mnie także udzielił się
śmiech.
- Nie jestem niczego pewny, ale ostatnio Marcin
zaprzyjaźnił się z taką jedną Asią i... no, właśnie,
chyba się bardzo polubili...
- Biały sobie kogoś znalazł! - powiedziałam radośnie.
- Cicho, bo jeszcze się dowie, że go tu obgadujemy.
Pytaliśmy się go o to, ale nic nam nie chce
powiedzieć. - bardzo śmieszyła go cała ta sytuacja,
podobnie jak mnie. Tylko, że ja dodatkowo
śmiałam się z tego głupkowatego "banana" na
twarzy Pawła.
- Ważne, że jest szczęśliwy, może coś im z tego wyjdzie.
A wy ją znacie?
- Tylko dwa razy z nią rozmawialiśmy. Wygląda na
sympatyczną i spokojną dziewczynę, nic więcej o niej nie
jestem w stanie powiedzieć.
Nagle zmieniłam temat:
- Podziwiam cię. Jeszcze dziś po południu rozmawialiśmy
na poważne tematy, a w tej chwili potrafisz o tym
nie myśleć i śmiać się.
- Nie zapominam o tym, ale gdybym nic innego nie robił,
tylko rozmyślał, popadłbym w depresję.
Gdy się o tym dowiedziałem, czułem się dziwnie, niezbyt
dobrze, ale zdążyłem to
już sobie przyswoić. Tak, czy siak, rodzice nie żyją,
mogę być przynajmniej z nich dumny, że mieli
słuszny cel w życiu.
Też bym chciała umieć nie użalać się nad problemami, jak
Bilbo.
- Trzeba mieć nadzieję na dobre dni. Nie martw się, Ania.
Przejmuję się tym wszystkim bardziej, niż on! Jak już
wiele razy mówiłam - Paweł co chwilę czymś mnie
zadziwia.
15 lutego
Obudziła mnie Monika:
- Wstawaj, śpiochu, wszyscy już dawno wstali i czekają ze
śniadaniem!
- Dobra, idę, tylko mnie tak nie poganiaj. - byłam
strasznie zaspana.
Zeszłam z Moniką do salonu. Wszyscy spojrzeli na mnie z
ulgą:
- Co tak patrzycie, umieracie z głodu?
- Andrzej nie wytrzymał i zjadł jedną kanapkę. - zaśmiała
się Monia.
- To trzeba było zacząć beze mnie, po co czekacie?
- Chcieliśmy obmyślić plan na najbliższe 3 dni. Przecież
coś musimy robić w tym Wrocławiu, jest tu
trochę ciekawych miejsc. - odpowiedział Kuba.
- Tak właściwie, to ja nie zdążyłam odwiedzić nawet
Ogrodów Japońskich! - zauważyłam.
- Jeżeli chcecie, możemy iść.
Najpierw jednak poszliśmy do Majki, bo obiecaliśmy jej
wczoraj wizytę. Jak dowiedziała się, gdzie się
wybieramy, koniecznie chciała iść z nami! I to jest ta
sama dziewczyna, która przez najbliższe cztery miesiące
bała się opuszczać swój pokój!
Ależ entuzjazm i radość czuła, gdy oglądała wszystkie te
japońskie cuda. Była wprost zachwycona!
Najbardziej podobały jej się Bonsai - małe drzewka.
- To jest takie piękne! Nigdy w życiu nie widziałam
czegoś równie niesamowitego!
- Mnie się zawsze podobała ta wysepka i drewniany most. -
powiedział Kuba.
- A gdzie to jest?? Pokaż mi! - zainteresowała się Ajka.
Poszliśmy więc w kierunku owego miejsca. Maja weszła na
most i machała do nas. Była przeszczęśliwa!
Około południa mieliśmy wrócić na obiad, ale najpierw
odprowadziliśmy naszą przyjaciółkę:
- Mamo, musisz kiedyś odwiedzić te ogrody, to jest
piękne! - zachwycała się.
Pani Beata uśmiechnęła się do nas z wdzięcznością.
W trakcie jedzenia posiłku zadzwonił telefon. Odebrał
Andrzej, ale zaraz przekazał słuchawkę Kubie:
- Maja się pyta, co będziecie robić po południu. Nudzi
jej się w domu i chciałaby wziąć Maxa ze sobą.
Drzewo powiedział, że jeszcze się z nią dogadamy. Odłożył
telefon i wrócił do stołu.
- Możemy iść na Ostrów Tumski. - zaproponował Marcin.
- Na pewno tam traficie? - spytał Andrzej.
- Paweł jest specjalistą od orientacji w terenie, na
pewno już dokładnie wie, gdzie to jest. - przyznałam,
zgodnie z prawdą. Bilbo tylko się uśmiechnął.
Monika zadeklarowała, że umówiła się ze swoimi
przyjaciółkami, więc poszliśmy bez niej. Gdy przyszliśmy
po Ajkę, zastaliśmy panią Beatę w doskonałym nastroju:
- Maja normalnie zasiadła ze mną do stołu i zjadła obiad.
Jesteście niesamowici!
Wzruszyłam się. Dzięki nam, a w szczególności Kubie, jej
stan jest coraz lepszy.
Idąc w kierunku Ostrowa Tumskiego, zagadałam do Drzewa:
- Chyba jednak jest szansa, że będziecie się przyjaźnić.
- uśmiechnęłam się.
- Możliwe, ale, szczerze mówiąc, zacząłem ją traktować
bardziej jak młodszą siostrę, niż przyjaciółkę.
Zresztą wszyscy w ten sposób ją postrzegamy.
Nie było mu przykro, gdy to mówił. Spytałam o to, więc
wyjaśnił:
- Nie pamiętam już naszej przeszłości. Nie było to dla
mnie na tyle ważne, żebym miał teraz to
wspominać. Wprawdzie to było niedawno, ale od tamtego
czasu inaczej postrzegam niektóre sprawy.
Zaskoczyła mnie ta wypowiedź. Tak mądrze brzmiała.
- Zacząłeś poważnie mówić. - podkreśliłam.
- Wiem, ostatnio czytam dużo filozoficznych książek.
Paweł ma ich całkiem sporo.
- Bilbo??? - byłam coraz bardziej zdziwiona.
- Widzisz, ile jeszcze o nim nie wiesz. On ma bardzo
"głębokie wnętrze".
Nie jestem przyzwyczajona do filozofii. Wychowałam się w
domu dziecka, gdzie wszystko było
proste: tak albo nie. Tam nie ma innej opcji, albo
posłuchasz opiekunki, albo nie. Tymczasem Paweł, a teraz także i Drzewo,
widzą wiele innych rozwiązań. Nie wszystko jest czarne
lub białe, jest masa innych kolorów... Bo taki
był tok myślenia słynnych filozofów.
- Widzę, że to dla ciebie trochę skomplikowane. -
zauważył Kuba.
Przyznałam mu rację.
- To nie jest takie trudne. My po prostu mamy oczy
szeroko otwarte na świat, nad wieloma sprawami
rozmyślamy i zastanawiamy się. Dlatego się z tobą
przyjaźnimy. Myślisz podobnie. A wielu ludzi
tego nie rozumie - uśmiechnął się.
Chyba właśnie Kuba wyjaśnił mi, na czym polegał mój problem
z koleżankami w pierwszej klasie
gimnazjum. Coś w tym jest! Może mój sposób myślenia za
bardzo się różnił od nich?
* * * * * * * *
* * * * * * * * * * *
Właśnie przechodziliśmy przez most prowadzący nas do
celu. Maja szła zadowolona, zachwycała się i
pokazywała Pawłowi i Marcinowi różne obiekty. Kuba
podszedł do niej i mówił jej coś o tych budynkach,
ona zaś słuchała w skupieniu. Bilbo więc zagadał do mnie:
- Słyszałem waszą rozmowę. I właśnie dlatego się
przyjaźnimy, chociaż nie wiemy o sobie aż tak dużo.
Uśmiechnęłam się. Jak widać, trafiłam na wyjątkowych
chłopaków.
- To może powiesz mi coś o sobie, żebym wiedziała. Co
robisz na co dzień, oprócz czytania tych twoich
"filozofii"?
- Różne książki mnie interesują. Zaczynając od atlasów, a
kończąc na wierszach. - zaśmiał się.
- Masz wszechstronne zainteresowania. - stwierdziłam.
- A ty nie?
- Ja tam nie zajmuję się niczym poważnym. W domu dziecka
rzadko ma się czas tylko dla siebie. Ale, gdy
była taka okazja, lubiłam np. napisać jakieś dodatkowe wypracowanie
do szkoły. To mi zawsze nieźle
szło. Ale raczej panie opiekunki nie pozwalały nam się
nudzić.
- A teraz, jak mieszkasz u Andrzeja?
- Uczę się. No i czytam jego książki, ma dość dużą
biblioteczkę. Często też odwiedzamy Maję.
Przerwaliśmy rozmowę, bo chłopcy zaproponowali krótki
"postój" na ławce. Ostatnio nie sypał śnieg,
więc było sucho i można było sobie usiąść.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przechodzący drogą
chłopak w stroju wojskowym ( pewnie chodzi
na profil wojskowy w liceum ). Nie uszło to uwadze Mai.
Łzy napłynęły jej z oczu.
- Tęsknię za tatą. Wciąż na niego czekam, a on nie wraca.
Postanowiliśmy odprowadzić ją do domu, żeby poczuła się
lepiej, w swoim pokoju.
16 lutego
Wczorajsza sytuacja nie pozostała bez śladu. Pani Beata
dzwoniła, że Maja znów cię pocięła. Ale tym
razem bardzo poważnie - musiała zadzwonić po pogotowie,
bo dziewczyna zemdlała.
Jak najszybciej udaliśmy się z matką Mai do szpitala.
Dziewczyna była już przytomna, ale osłabiona:
- Mamo, kiedy w końcu ten tata wróci, mówiłaś, że
przyjedzie w listopadzie. - miała oczy pełne łez.
Pani Beata nie wiedziała, co powiedzieć. Akurat w tym
momencie weszła pielęgniarka i poprosiła,
żebyśmy opuścili pacjentkę, bo będzie miała robione
jakieś badania. Właściwie to nie wiem, co tu
badać, ale skoro nas wyprosili, to wyszliśmy.
Po południu dostaliśmy telefon od pani Beaty, że Maja
jest w domu i chce się z nami zobaczyć. Gdy
przyszliśmy, zastaliśmy ją przy drzwiach. Oczekiwała nas
zniecierpliwiona.
- Jak dobrze was znowu widzieć! Idziecie gdzieś teraz?
- Rano byliśmy na lodowisku, a teraz chyba nie będziemy
nigdzie szli. - odpowiedział Kuba.
- To szkoda. Jutro jeszcze będziecie we Wrocławiu?
- Tak, wyjeżdżamy pojutrze rano. Możemy przedtem jeszcze
cię gdzieś zabrać.
- Bardzo bym chciała! A gdzie byśmy mogli pójść?
- We Wrocławiu jest zoo? - spytał Marcin.
- Oczywiście, że jest. I to bardzo ładne i zadbane. -
odpowiedziałam.
- Nigdy nie byłam w zoo, zabierzcie mnie tam!!! -
zawołała z entuzjazmem Maja.
- Ja też chętnie pójdę. - odezwała się Monika.
- Nie ma problemu. A więc jutrzejszy dzień mamy
zaplanowany. - powiedział Kuba.
Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu. Monika znów była
umówiona z przyjaciółkami, a Biały z Drzewem
mieli pomóc Andrzejowi w instalowaniu systemu do nowego
laptopa. Wreszcie będziemy mieć komputer i
internet!
Tymczasem ja pokazałam Pawłowi zbiór książek Andrzeja.
Jak się okazało, większość zna i przeczytał.
- Co będziecie robić przez resztę ferii? - spytałam.
- Na pewno postaramy się poznać tą kobietę, która była z
moim wujkiem. A tak poza tym, to czekają nas
egzaminy gimnazjalne i wybór szkoły.
- Znaleźliście jakieś liceum we Wrocławiu?
- Na razie nie. Tylko, że nie będzie to takie proste, bo
każdy z nas ma inny pomysł na życie. Marcina
kręci informatyka, mnie podróże, a Kuba to w ogóle
jeszcze nie wie.
- Podróże??? Czyli, że co byś chciał robić?
- Zwiedzać świat, poznawać ludzi różnych narodowości.
Mogę być np. przewodnikiem wycieczek. Jak wiesz,
nie mam problemu z rozpoznawaniem miejsc i orientacją w
terenie.
- No tak. W takim razie do jakiej szkoły byś musiał iść?
- Raczej będzie to technikum, a nie liceum. Jak chłopcy
umożliwią nam dostęp do internetu, to możemy
sprawdzić różne oferty szkół. Spróbujemy przy okazji
znaleźć coś dla Kuby.
Skoro mamy szukać czegoś dla chłopaków, to ja też mogę
się obeznać z tymi szkołami. W końcu za rok
będę musiała sama podjąć tą decyzję.
Ze znalezieniem szkoły z profilem informatycznym nie było
najmniejszego problemu - w każdym mieście
taka jest. Gorzej poszło z czymś dla Pawła. Odszukał
kilka interesujących propozycji, ale żadna do końca
go nie przekonała.
- Może w gimnazjum mi coś doradzą. Oni się lepiej na tym
znają. I wiedzą, jakie mam umiejętności.
Kuba nawet nie podejmował się szukania. Zupełnie nie wie,
co zamierza robić. Ma jeszcze trochę czasu,
powinien coś wymyślić. Mnie z kolei interesowało liceum o
profilu humanistycznym - jeżeli nic
ciekawszego nie wymyślę, pójdę w takim kierunku.
Ciężko jest decydować w tym wieku, co się chce robić
przez całe życie...
17 lutego
Jak już wcześniej obiecaliśmy, zabraliśmy Maję do zoo.
Widok zwierząt cieszył ją jeszcze bardziej, niż
drzewka Bonsai. Kuba szedł cały czas koło niej i słuchał,
jak dziewczyna zachwyca się choćby jedzeniem
banana przez małpę. Swoją drogą, Paweł podszedł do
zwierzaka i w jakiś dziwny sposób nawiązał z nim
kontakt, co jeszcze bardziej fascynowało i rozśmieszało
Ajkę. Małpa patrzyła na Bilba, jakby rozumiała
wszystko, co on mówi! Szczerze, byli nawet trochę podobni!
Nie mogłam się powstrzymać i
powiedziałam to na głos - nie tylko Maja wybuchła
śmiechem. Paweł tylko spojrzał na nas z politowaniem
i głupio się uśmiechnął.
Przez cały pobyt w zoo miałam obawy, czy znów coś nie
zdołuje Mai. Zeszłym razem wydawało się, że
wszystko jest w porządku, a w jednej chwili jej nastrój
się zmienił. Nie chcę, żeby kolejny raz
wylądowała w szpitalu.
- Dobrze się bawisz, Maju? - spytałam radośnie.
- Wspaniale! Najlepsza wycieczka, na jakiej kiedykolwiek
byłam!
Na całe szczęście, dziś odprowadziliśmy ją w doskonałym
humorze. Nic złego się nie wydarzyło, co
bardzo ucieszyło również panią Beatę.
- Dziękuję wam, że zajęliście się Mają.
- Cała przyjemność po naszej stronie, bardzo miło
spędziliśmy razem czas. - odpowiedział Kuba.
- Wyjeżdżacie jutro? - spytała smutno Maja.
- Niestety. Ale może niedługo znów cię odwiedzimy. -
odparł Drzewo.
- Byłoby super. Polubiłam was bardzo. - uśmiechnęła się.
- Przyjdziemy jeszcze wieczorem się pożegnać. Do
zobaczenia!
* * * * * * *
* * * * * * * * * * *
- Jak myślicie, z Majką będzie wszystko w porządku? -
spytała nas Monika.
- Nigdy nic nie wiadomo. Może nam się wydawać, że jest
szczęśliwa, a potem nagle się potnie. - odpowiedział
smutno Kuba.
- Ale możemy mieć nadzieję. - pocieszył go Marcin.
Po obiedzie poszliśmy na spacer po mieście, bo potem
chłopcy będą się pakować i pójdą wcześnie spać -
wyjeżdżają wcześnie rano. A to dlatego, że ojciec Kuby
chciał z nimi spędzić trochę czasu! Koniecznie
muszą się zorientować, o co chodzi z tą kobietą, bo
dyrektor zachowuje się coraz dziwniej.
- To nie jest normalne, trzeba coś z tym zrobić. -
powiedział Kuba.
- Jak coś będziemy wiedzieć, to cię poinformujemy. Może
będziesz mogła nam coś doradzić. - dodał Paweł.
- Tak zróbcie. Ale przy okazji myślcie nad szkołami, bo
widzę, że zupełnie się w tym nie orientujecie,
a zostało wam niewiele czasu. - przypomniałam.
- Spokojnie, coś wymyślimy. - powiedział Kuba.
- Nie traktujecie tego poważnie? - spytałam zdziwiona.
- Czemu tak twierdzisz? Przecież nie musimy decydować w
tej chwili. - Paweł był trochę poirytowany.
- Taki niby jesteś ciekawy świata, a siedzisz i nic nie
robisz. Wrócicie do Bielska i co? Położysz się
przed telewizorem??? - zaczynałam się denerwować.
- Po co się wściekasz? Przeszkadza ci to, że mamy
ciekawsze rzeczy do roboty, niż zamulanie nad
książkami??
- Chciałabym wiedzieć, co takiego zajmuje wam tyle czasu,
że tak się śpieszycie do domu!
- Choćby chęć pomocy mojemu wujkowi. W dodatku ostatnio z
babcią było nie najlepiej, więc
zamierzamy się dowiedzieć, co z nią.
- I co poza tym? Nagle dowiaduję się różnych rzeczy, o
których nigdy nie słyszałam!
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Nie pytałaś mnie o takie
sprawy. - kłótnię wciąż kontynuował Paweł.
- Czyli, że o wszystko się muszę dopytywać, sam mi nic
nie powiesz?! Mówiłeś mi tylko o książkach, nic więcej.
Ukrywacie coś przede mną, czy co?!
- Możecie przestać wrzeszczeć?! To do niczego nie
prowadzi! - przerwała Monika. Jednak Paweł mówił dalej:
- Skoro teraz się tym interesujesz, to wiedz, że mamy też
innych kumpli, którzy lubią z nami spędzać
czas. Oni również mają swoje sprawy. Zaprzyjaźniliśmy się
z tobą, Moniką no i z Mają, więc przyjechaliśmy
do was, stęskniliśmy się. Ale w Bielsku czekają na nas
inni.
- Ciekawe, że teraz dopiero się o nich dowiaduję!
- Ty także nie opowiadałaś nam nic o swoich znajomych.
Monika często spotyka się z
przyjaciółkami, a ty? Co robiłaś, gdy nas nie było?
Dlaczego on nic nie rozumie?! Aż chciało mi się płakać.
- Wybacz, że doprowadziłem cię do takiego stanu, ale może
przez to zrozumiesz, że świat nie zamyka się
na nas i Mai.
- A co wy takiego robicie w tym Bielsku? - nie
rezygnowałam z pytania.
- Powiem ci, że jest wiele różnych rzeczy. Chodzimy
pograć w
piłkę, pojeździć na łyżwach, gramy na komputerach, do
niedawna należeliśmy do harcerstwa...
- Tak??? Sam widzisz, nigdy o tym nie wspominałeś,
więc...
- Więc co? Do czego ci to jest teraz potrzebne?
- Chce was dobrze znać, a wy mi o niczym nie mówicie!
- Była taka potrzeba?? Nie, nie przypominam sobie.
- Dobra, skończcie tą kłótnię, bo to wszystko jest bez
sensu. - przerwał Kuba.
- Wybacz, Kalina. Ale proszę cię, przemyśl to. Może z
tobą jest problem, a nie z nami. Nie wszystko
przecież kręci się wokół szkoły. Jeżeli chcesz skończyć
jak wujek, który cały czas tylko pracuje i
nagle po latach przypomniał sobie o swoim synu i
siostrzeńcu, to nie ma sprawy. Dla nas jednak
ważniejsi są przyjaciele i rodzina.
Nie odpowiedziałam. Mimo że problem dotyczył wszystkich,
czułam niechęć tylko do Pawła. Czy jemu się
wydaje, że to jest takie proste? Nie rozumie tego, że
przyszłość jest ważna, że interesuje mnie to, co
oni robią na co dzień? No tak, ja też nie rozumiem jego
toku myślenia.
Andrzej przygotował kolację. Szybko zauważył, że coś było
nie w porządku.
- Pokłóciliście się, czy jak? - zapytał.
Odeszłam od stołu, zaniosłam talerz i poszłam do
sypialni. Znów chciało mi się płakać. Niby taka
drobnostka, a jednak dla mnie to wszystko jest ważne.
Do pokoju wszedł Andrzej. Usiadł koło mnie i powiedział:
- Wiem o wszystkim. Po co się kłócicie o byle co?
- Bo Paweł nie rozumie, że ja chcę coś więcej o nim
wiedzieć. - odparłam krótko.
- Tyle to akurat wiem. Ale podobno zaczęło się od szkoły.
Mówiłaś do nich, jakbyś była ich matką.
- Bo oni nie traktują tego poważnie! A dla mnie to jest
istotne.
- Z tego, co wiem, to masz inny system wartości. Szkoła
nie jest najważniejsza.
- W dodatku okazało się, że oni mają swoich przyjaciół w
Bielsku, o których nic nie wiedziałam.
- A po co mieli ci mówić? Z nimi inaczej spędzają czas,
znają się dłużej i może lepiej się rozumieją.
Ty jesteś zupełnie "z innej beczki".
Nie odpowiedziałam. Męczyła mnie już ta rozmowa.
- Paweł dobrze powiedział, może to z tobą jest problem.
Monika ma przyjaciółki, a ty? Przecież
opowiadałaś ostatnio, że polubiły cię jakieś
dziewczyny...
- Ale to nie to samo. Z chłopakami się przyjaźnię, a to
tylko koleżanki.
- Nie wydaje ci się, że potraktowałaś ich jak swoją
własność? Przemyśl to sobie.
I wyszedł. Jednak rozmowa z nim dała mi trochę do
zrozumienia. Ze mną zawsze były problemy i, póki co, się to
nie zmienia...
18 lutego
Wstaliśmy wcześnie rano, bo musieliśmy odprowadzić
chłopaków na dworzec i pożegnać się z Majką.
Dziewczyna rozpłakała się na nasz widok - będzie na pewno
bardzo tęsknić za chłopakami.
Smutne było pożegnanie, a zwłaszcza w takiej atmosferze.
Nie potrafiłam być życzliwa dla Pawła, więc w
ogóle się nie odezwałam do niego. Jak sam raz stwierdził,
nie jest łatwym człowiekiem, o czym właśnie
miałam okazję się przekonać. Jak widać, nie lubi się
uzewnętrzniać ze swoim życiem prywatnym. A ja?
Ze mną także jest coś nie w porządku. Chyba za bardzo
przywiązałam się do niego...
Nie brakowało serdecznych pożegnań i uścisków. Czekaliśmy
jeszcze na Pawła, który poszedł zapalić.
- Idź mu powiedz, że na niego czekamy. - powiedział do
mnie Kuba.
Niechętnie poszłam za budynek dworca, gdzie znalazłam
Bilba.
- Chłopcy chcą, żebyś już przyszedł, bo na ciebie
czekają. - powiedziałam beznamiętnie.
On zaś powiedział:
- Wiem, jak się czujesz. Ale dam ci czas, żebyś przestała
"zabijać mnie wzrokiem". Nie wiem, czy brakuje
ci przyjaciół, czy jesteś zazdrosna... Ale nie musisz,
nie mam żadnej bliskiej koleżanki. - uśmiechnął
się i wyrzucił papierosa.
Wkurzyło mnie to, co mi powiedział. Myśli sobie, że
wszystko o mnie wie i to ja jestem zazdrosna o jego
znajomych, ciekawe stwierdzenie. Zobaczył moją obrażoną
minę, więc podszedł i dodał spokojnym tonem:
- Nie obrażaj się za to, że mówię ci prawdę. Ja też nie
jestem bez winy, ale przyznaję ci się do
tego i przepraszam. Głupia sprawa. - podał mi rękę, ale
nie odwzajemniłam tego gestu.
- Znam cię i wiem, że nie jesteś na tyle dziecinna, żeby
stroić fochy z byle powodu. Proszę cię,
przemyśl sobie to wszystko na spokojnie.
I odszedł w kierunku chłopaków, a ja poszłam za nim. Gdy
pociąg nadjechał, pasażerowie po kolei wsiadali.
Paweł, przechodząc koło mnie, wsadził mi coś do kieszeni.
Był to łańcuszek i wisiorek w kształcie
połowy serca. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a on
pokazał na swojej szyi identyczny. Uśmiechnął się
serdecznie i wsiadł. Gdy pociąg ruszył, chłopcy machali
nam jeszcze przez okno. Kiedy Paweł znów na mnie
popatrzył, coś zmusiło mnie do odwzajemnienia uśmiechu. I
co on sobie teraz pomyśli?!
Wiem jedno - jak powiedział sam Bilbo, obraziłam się na
niego, bo powiedział mi prawdę. Czuję się
samotna, potraktowałam go, jak własność i byłam zazdrosna
o jego znajomych. To wszystko jest proste.
Ale co oznacza ten naszyjnik???
19 lutego
- Co to masz na szyi? - spytała, ciekawska jak zwykle,
Monika podczas śniadania.
- Nic takiego, nie ważne. - schowałam wisiorek pod
koszulkę. Czułam dziwną potrzebę, żeby mimo wszystko go założyć.
Andrzej popatrzył na mnie i uśmiechnął się serdecznie. Po
spojrzeniu można było się domyślić, że miał z
tym coś wspólnego!
- Czemu nie chcesz pokazać? To jakaś tajemnica, czy co? -
nie dawała za wygraną.
- Ty lepiej jedz, a nie gadaj tyle. - odparłam ze
śmiechem. Wrócił mi dobry humor. Czyżby to z powodu
wisiorka? Nie, na pewno nie, niemożliwe...
* * * * * * * *
* * * * * * * *
Zostały już tylko 3 dni ferii. Szkoda, że tak szybko czas
leci. Lada moment rok szkolny się skończy,
chłopcy opuszczą gimnazjum... i znów oni! O czym nie
myślę, są w to "wplątani" oni! Cały mój świat kręci
się wokół nich! Muszę sobie wreszcie znaleźć innych
przyjaciół...
Monika błagała mnie, żebym poszła z nią do sklepu z
ubraniami, bo chciała sobie kupić nowe trampki -
jak stwierdziła, "takie są teraz modne, wszystkie
dziewczyny je noszą". Ja akurat kieruję się tylko
i wyłącznie własnymi upodobaniami, więc ludzie czasem
dziwnie na mnie patrzą. Andrzej już dawno zadbał
o to, żebym kupiła sobie ładniejsze ubrania niż te z domu
dziecka, w których dotychczas chodziłam, ale
stylem niewiele się różnią, raczej jakością.
Chodziłyśmy po całym sklepie chyba z godzinę, zanim
Monika wybrała pięć par butów, z których miała wybrać
jedną. W międzyczasie jeszcze oglądała koszulki i
torebki, co zajęło jeszcze więcej czasu. No cóż, takie
są zazwyczaj dziewczyny.
Stałam akurat przy drzwiach, gdy weszła grupka ludzi z
mojej klasy. Była wśród nich moja koleżanka
Kasia, taka jedna Aneta, za którą niezbyt przepadam, jej
starszy o rok chłopak Łukasz oraz Agnieszka i
Dominik ( oni też są w porządku ). Pierwsza zauważyła
mnie Kaśka:
- Cześć, Ania! Co tu robisz?
- Cześć, przyszłam z Moniką, chciała sobie jakieś buty
kupić.
- Czyli musisz ją niańczyć? - spytała, niby niepozornie,
ale złośliwie Aneta.
- Nie, ale skoro mnie poprosiła, to z nią poszłam. -
odparłam.
- Co chciałaś sobie kupić, kochana? - Łukasz spytał swoją
dziewczynę tak "uroczym" tonem, że aż zachciało
mi się wymiotować. Zresztą nie pierwszy raz w ich
towarzystwie.
- Jeszcze nie wiem, muszę się rozejrzeć. - odpowiedziała
w tym samym stylu.
Dominik stał za nimi i pokazał gestem, że jego chyba też
to wprawia w obrzydzenie. Zaśmiałam się, więc
Aneta dziwnie na mnie spojrzała.
- Śmieję się z Agnieszki, zrobiła taką dziwną minę. -
usprawiedliwiłam się. Akurat w tym momencie
wyraz twarzy zdziwionej dziewczyny faktycznie był
zabawny.
Nagle Aneta zauważyła mój naszyjnik.
- Co masz na szyi, pokaż! Ładny wisiorek, ciekawe, kto ci
go dał... - powiedziała trochę szyderczo.
- Dziękuję. Nieważne od kogo, ale jest cenny. -
odpowiedziałam z uśmiechem. Łukasz spojrzał na to z lekkim
niepokojem, nie rozumiem, dlaczego.
- Widziałam cię raz z grupką chłopaków, nie dał ci tego
któryś z nich? - dopytywała się złośliwie.
- Jak już mówiłam, to nieistotne. - wciąż byłam miła, ukrywałam
niechęć do niej.
Widziałam jednak, że nie była zadowolona z tej
odpowiedzi. Coś jej nie pasowało w tym, z czymś miała
problem, podobnie, jak Łukasz.
- A ta dziewczyna - co to za jedna?
- Maja, moja stara koleżanka ze szkoły.
- Hm, nie widuję jej za często...
- W mieście jest wielu ludzi, nie każdego spotykasz
codziennie. - odpowiedziałam, również trochę złośliwie.
Taka była Aneta - trzeba było walczyć z nią jej własną
bronią, wtedy opadały jej ręce.
Po co mam jej mówić o chorobie Majki? Żeby plotkowała o
tym? Nie, na to na pewno bym nie pozwoliła.
Właśnie podbiegła Monika, trzymając w ręku wybraną parę
trampek. Pożegnałam się z wszystkimi i podeszłam
do kasy. Dominik jeszcze szepnął mi do ucha:
- Przyjdź o 15 pod szkołę. - uśmiechnął się, więc ja też.
Ciekawe, czemu nagle zechcieli się ze mną
spotkać, skoro nigdy tego nie robili. Pomyślałam jednak,
że może to być coś ważnego.
Przez całą drogę do domu Monika opowiadała o tym, jak to
długo szukała tych wyjątkowych trampeczek, że
są tanie, jak na firmowe buty, itp., itd. Skoro było w
tym szukaniu i kupowaniu tyle emocji, trzeba było
z kimś się nimi podzielić.
O godzinie 15 przybyłam na ustalone spotkanie. Był tam
Dominik z Kaśką.
- Cześć, dobrze, że jesteś, już myślałem, że nie
przyjdziesz.
- Przepraszam, jeśli się spóźniłam, nie mam zegarka przy
sobie. Czemu mieliśmy się tu spotkać?
- A jak myślisz - widziałaś, jak Aneta i Łukasz się
zachowywali?
- Tak, jak zwykle, nie widziałam w tym nic dziwnego. -
stwierdziłam.
- No, nie wiem, twój wisiorek dał im dużo do myślenia...
- Nie rozumiem. - przyznałam.
- Chodźcie gdzieś usiąść, wyjaśnimy ci wszystko.
Poszliśmy w kierunku parku, gdzie nie brakowało ławek.
Wprawdzie niedawno padał śnieg, ale kto by się
tam przejmował wilgotnym siedziskiem. A przynajmniej nie
grupa nastolatków.
- Związek Anety i Łukasza przeżywał ostatnio dość poważny
kryzys. - zaczął Dominik. - Chłopak zaczął
często zwracać uwagę na inne dziewczyny, co, oczywiście,
nie podobało się jego "Skarbowi". On
nie widział niczego dziwnego w nierzadkich i długich
rozmowach ze znienawidzonymi przez Anetę
"koleżankami". I jak to bywa w słynnych
filmach, Łukasz próbował później udowodnić swojej "jedynej", że kocha
tylko ją - kupował jej kwiaty, prawił komplementy, itp.
- To znaczy, że można jeszcze bardziej sobie słodzić??? -
nie umiałam w to uwierzyć.
- Jak widać, tak. Zapewne wiesz, że nie należysz do
uwielbianych przez Anetę dziewczyn.
- Trudno nie zauważyć. - stwierdziłam.
- Gdy spacerowaliśmy wszyscy razem po mieście,
widzieliśmy waszą grupę. Jej oczywiście nie spodobał się
widok ciebie i całkiem niebrzydkich chłopaków. Zwłaszcza
zainteresował ją ten rudy.
- On??? Ale on akurat nie jest w ogóle ładny! - zaśmiałam
się. Paweł nie należy do ideałów piękna, choć też nie jest brzydki.
- Możliwe, ale widziała, że z nim najwięcej rozmawiasz.
To zwróciło jej uwagę.
- I co z tego?
- A to, że wysłała Agnieszkę, żeby was podsłuchiwała.
Zdaje się, że mówiliście coś o książkach i o przyjaźni...
- Możliwe, że tak było. - odparłam.
- Wróciła do nas i powiedziała, że "chyba jesteście
sobie bliscy, bo rozmawiacie na takie tematy" i tak
dalej. Anetę trochę to zirytowało. Łukasz także nie był
zadowolony.
- Dowiedzieliście się, dlaczego? - spytałam.
- Właśnie o to chodzi. Kiedy byli skłóceni, Łukasz podobno
okazywał zainteresowanie tobą...
- Że co??? - zaskoczyło mnie to.
- Ale myślę, że głównie dlatego, żeby wzbudzić zazdrość w
Anecie. W tej chwili niby wszystko między nimi
ok, ale wciąż rozglądają się za kimś, dzięki komu mogliby
zrobić na złość drugiemu. W tym wypadku wybrali was.
- Ale to jest głupie! - przyznałam.
- Nawet bardzo głupie. Nie wiem nawet, czy oni się
jeszcze kochają.
- Na pewno nie. Gdyby tak było, nie robiliby sobie
krzywdy w ten sposób. Czemu po prostu się nie rozstaną?
- Chcą sobie robić na złość, widzą w tym jakiś cel.
Zresztą nie chcą nagle "ogłaszać światu", że ich
miłość się skończyła. Boją się, że ludzie będą ich
obgadywać.
- Tak, bo teraz w ogóle nikt o nich nie mówi. -
powiedziałam ironicznie.
- Też prawda. Właśnie dlatego zaniepokoił ich ten
wisiorek - on miał oko na ciebie, a ona na tego twojego
kolegę. A jeśli mogę spytać, od niego dostałaś ten
naszyjnik? - spytał.
- Tak, to akurat prawda. - wyznałam.
- No właśnie. Mają powód do niepokoju.
- I co ja mam z tym zrobić? - spytałam.
- Najlepiej nie gadaj z Łukaszem - żeby Aneta ci głowy
nie urwała. Oczywiście wiedzą o tym, kto kogo
ma na oku, ale udają, że wszystko jest w porządku.
- Dobra, będę go unikać. A czemu wy w ogóle się z nimi
zadajecie?
- Do niedawna Agnieszka przyjaźniła się z nami, ale teraz
bardziej zaczyna wzorować się na zachowaniu Anety. A
my z Kaśką poznaliśmy w międzyczasie "parę" i
luźne relacje pozostały między nami.
- Dzięki, że mi to mówisz. Jesteś w porządku. -
uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. Lubię cię i nie chcę, żebyś miała
kłopoty.
- Ja też nie popieram Anety i Łukasza. - odezwała się
Kaśka. Do niej, od kiedy ją poznałam, mam zaufanie.
Zaproponowali mi wyjście jutro na lodowisko. Z chęcią się
zgodziłam. Pożegnałam się z nimi i poszłam
do domu.
- Gdzie byłaś tak długo? - spytał Andrzej.
Stwierdziłam, że dotąd przed nim nigdy nic nie ukrywałam,
więc opowiedziałam mu o wszystkim.
- Jakaż ta młodzież jest dzisiaj dziwaczna! - zaśmiał
się.
Oczywiście, w tym wszystkim nie mogło zabraknąć Pawła.
Trochę nieswojo mi było mówić innym o tym
wisiorku. Sama nie do końca rozumiem znaczenie tego
prezentu. Przecież zawsze byliśmy tylko
przyjaciółmi. A w dodatku wciąż jesteśmy skłóceni...
* * * * * *
* * * * * * * * * *
Wieczorem zadzwonił do nas Kuba. Rozmawiałam z nim chyba
ze 2 godziny! Przez ten czas, który spędzili
po przyjeździe w Bielsku, zdążyli prawie wszystkiego się
dowiedzieć o tajemniczej kobiecie:
- Ojciec nie chciał nam nic powiedzieć, ale zdradził go
włączony komunikator na komputerze. Przed
wyjściem z domu pozwolił nam skorzystać z laptopa, a że
była wyświetlona rozmowa, nie mogliśmy się
powstrzymać, żeby nie przeczytać.
- I czego się dowiedzieliście?
- Z tej "uroczej" pogaduszki wywnioskowaliśmy,
że pani Aleksandra Mora jest młodą nauczycielką matematyki,
świeżo po studiach, mieszka w Smolcu - to podobno jakaś
wieś pod Wrocławiem...
- Wszystko kręci się wokół Wrocławia! Jaki ten świat jest
mały! - przerwałam.
- Przyjechała do naszej podstawówki w Bielsku w ramach
jakichś praktyk. W tej miejscowości też jest
szkoła, ale jest tam za dużo nauczycieli i praktykantów.
A że ma rodzinę w Bielsku, przyjechała i
poznała pana dyrektora...
- No tak, teraz to już jest jasne. Wiecie coś jeszcze?
- Pisała coś, że musiała zostawić syna z babcią.
- Skąd się wziął syn?
- A jak myślisz - rozwiedziona "pani magister".
Rozmawiali też o tym - że niby jej mąż był kompletnym prostakiem i
półgłówkiem, więc nie mogła go znieść. Typowe poglądy
nauczyciela.
- Z tym się zgodzę. - musiałam to przyznać, wciąż żywię
nienawiść do belfrów.
- Podobno ten syn chodzi do gimnazjum we Wrocławiu. Nie
znasz żadnego "Mora"?
Wtedy dopiero mnie olśniło:
- O kur....cze! Pewnie, że znam, Łukasz się nazywa!
- O, dobrze wiedzieć, dzięki. Poza tym, to słodzili sobie
i umawiali się na najbliższe dni. Postanowiła
zostać na jakiś czas i, być może, przeprowadzić się do
Bielska! Ja tego nie przeżyję!!
- Czemu? Jest aż tak źle?
- "Źle", to mało powiedziane - jak widzę te
rozmowy, to nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Jeżeli
przy tej kobiecie powiem "tu pisze" zamiast
"tu jest napisane", to chyba wyrzuci mnie z domu! A
mojemu ojcu podoba się taka wykształcona "pani
magister".
- Dlaczego ma cię z domu wyrzucać? Chyba nie zamierza
mieszkać z wami?
- Tego nikt nie wie. Nie mogę przypuszczać, że to
niemożliwe.
- No to masz problem. - stwierdziłam.
- Najlepsze jest to, że rozmawialiśmy z mamą od Marcina (
swoją drogą, bardzo sympatyczna kobieta ),
która całkowicie się z nami zgadza - to wszystko jest
niepoważne!
- Może właśnie powinni być ze sobą...
- Tak myślisz??? Dziewczyno, ona jest od niego 10 lat
młodsza, rozumiesz?! 10 lat!!!
W tej chwili nie mogłam się nie zgodzić z Kubą. Co
temu dyrektorowi nagle odbiło???
* * * * * *
* * * * * * * * * * * * * * * *
Po tej burzliwej rozmowie zaczęłam zastanawiać się nad
Łukaszem - lepiej, żeby został, czy się przeprowadził?
Gdyby nie wyjechał, dalej trwałby ten "związek"
z Anetą, mogłabym być "niewłaściwie" przez niego traktowana; z kolei
jakby go tu nie było, zapewne spotkałby na swojej drodze
Pawła, a jego dziewczyna czułaby jeszcze
większą nienawiść do całego świata. Możliwe, że
przesadzam, ale obie opcje mogą być "niebezpieczne".
Wszystko zależy od tego, jak się sprawy potoczą.
Łukasz jest synem nowej sympatii dyrektora - jaki ten
świat jest mały!!!
* * * * * *
* * * * * * * * * * * * * * * *
Zapomniałam wspomnieć o jednej ważnej rzeczy - rozmowa z
Kubą musiała, oczywiście, nawiązać do pewnej
osoby:
- Wiesz, Paweł się pytał, co tam u ciebie, czy wszystko w
porządku. - powiedział niepewnie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Z jednej strony nie
pogodziłam się z Bilbem, wciąż ta sprawa jest
niewyjaśniona; z drugiej zaś nie czuję żadnej niechęci do
niego, nie jestem obrażona, w dodatku ten
wisiorek... Nie, nie mogę się rozklejać, jesteśmy
skłóceni i tak muszę traktować tą sprawę. Dlatego
odpowiedziałam z powagą:
- Możesz mu powiedzieć, że mam się świetnie, spotykam się
ze znajomymi z klasy i ogólnie jest ok.
- Dobra, przekażę mu. - odparł niepewnie.
Specjalnie tak powiedziałam - niech wie, że mam
przyjaciół, z którymi spędzam czas, a on nie jest mi
do niczego potrzebny. Nie chcę być wredna, ale nie mogę
też tak po prostu udawać, że nic się nie stało.
Skoro nie mówił mi o swoich kumplach, a też nie muszę
informować go o Anecie i Łukaszu.
20 lutego
Bardzo miło spędziłam czas na lodowisku. Dominik i Kaśka
są naprawdę sympatycznymi ludźmi. Cieszę się,
że wreszcie znalazłam w nowej szkole przyjaciół.
Około południa odwiedziłam Majkę. Wprawdzie niechętnie
wychodziła z domu, ale normalnie jadła, rozmawiała
z matką. Cieszę się, że aż tyle udało nam się osiągnąć.
- Coraz ładniej malujesz! - pochwaliłam jej nowe dzieło
przedstawiające drzewko Bonsai.
- Gdybyście mi go nie pokazali, nie wiedziałabym, jak
wygląda. Ten obrazek zawdzięczam wam. - uśmiechnęła się.
- Ale twój talent też był tutaj bardzo potrzebny. -
przyznałam.
- Możliwe. Co masz na szyi, mogę zobaczyć? - kolejna
osoba o to pyta, trochę to jest wkurzające.
- Widziałam taki sam u Pawła na szyi...
- Tak, wiem, on mi dał. - powiedziałam szybko. Nie miałam
ochoty na ten temat rozmawiać.
- Wy nie jesteście tylko przyjaciółmi, prawda? - spytała.
Przez dłuższą chwilę nic nie mówiłam. Sama nie znam
odpowiedzi...
- U ciebie ostatnio wszystko dobrze? - zmieniłam temat.
- Raczej tak. Codziennie wychodzimy z Maxem na krótki
spacer. Wiesz, ten świat nawet nie jest taki
zły...
Pocieszyło mnie to bardzo. Maja wreszcie zachowywała się
coraz normalniej!
W tym momencie dostrzegłam na ekranie jej komputera
zdjęcie żołnierza. Wyglądał identycznie jak ten, którego
jakiś czas temu narysowała.
- Kto to jest? - spytałam.
Ajka szybko podbiegła do biurka i zgasiła monitor.
Zrobiła się trochę czerwona po twarzy.
- Nie rozmawiajmy o tym, proszę cię.
- Dobrze, w porządku. - odparłam grzecznie.
A więc wciąż tęskni za ojcem, wciąż na niego czeka. A co
jeśli nagle dowie się prawdy? Nawet wolę nie myśleć,
co by wtedy zrobiła.
Wreszcie zdobyła się na to, żeby mi się zwierzyć.
Wyciągnęła z szuflady różaniec i pokazała mi go.
- Proszę cię, nie mów nikomu o tym, że go mam. Nawet mama
o nim nie wie. Wiesz, zanim tata wyjechał,
dał mi go w tajemnicy i obiecał, że niedługo wróci. To
było półtora roku temu. Mówił, że dostał go
kiedyś od swojego ojca. Jest to najcenniejsza rzecz, jaką
mam.
Wzruszyło mnie to. Dziewczyna tak bardzo pokochała
swojego przybranego tatę, tak bardzo chciałaby go
teraz zobaczyć.
- Codziennie modlę się o to, żeby nic mu się nie stało i
szczęśliwie do nas wrócił.
W tym momencie poczułam chyba taki sam ból w sercu, jak
Maja. Ta sytuacja jest okropna, wręcz straszna.
Kiedyś wreszcie się dowie, nie będzie czekać w
nieskończoność. Ale co wtedy?
22 lutego
Dziś pierwszy raz po feriach przyszliśmy do szkoły.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zachowanie
Łukasza - za każdym razem, jak na niego spojrzałam,
uśmiechał się dziwnie, zagadywał do mnie,
pożyczył długopis, chociaż miałam swój...
Robił to dyskretnie, żeby Anecie nie rzuciło się to w
oczy. O dziwo, nie zauważyła w jego zachowaniu
niczego innego, niż zwykle.
24 lutego
Dziś Anetki nie było w szkole, więc Łukasz wykorzystał
okazję, żeby się ze mną "zaprzyjaźnić". Możliwe,
że się mylę, ale wydaje mi się, że jest całkiem miły i
sympatyczny, zupełnie niepodobny do swojej
dziewczyny. Dominik i Kasia również byli nieco zaskoczeni
tym zachowaniem. Może Aneta negatywnie na niego
wpływa?
Ostatnio miewałam problemy z matematyką, co nie uszło
jego uwadze.
- Jeżeli chcesz, mogę ci pomóc w nauce. - zaproponował.
- Skoro się znasz na tym...
- To przyjdź do mnie, oprócz babci nikogo nie ma w domu.
- Nie lepiej spotkać się w parku? - próbowałam go
przekonać.
- Ale jest zimno...
- No i co? Na świeżym powietrzu dobrze jest się uczyć. -
musiałam wymyślić jakiś argument.
- No dobrze, skoro nalegasz... - powiedział zrezygnowany.
Dlaczego aż tak zależało mu na tym, żebyśmy uczyli się u
niego? Boję się być z nim sama, zwłaszcza w
jego domu. Jeszcze zrobiłby coś niepożądanego...
Powiedziałam o tej sytuacji Dominikowi i Kasi.
- Dobrze, że się nie zgodziłaś. Lepiej mu nie ufać. - stwierdził
chłopak.
- Możliwe, że nie jest taki, jak Aneta, ale pewności nie
mamy. - dodała Kaśka.
Nagle odczułam dziwną potrzebę rozmowy z Pawłem. Jednak
szybko odrzuciłam tą myśl, po co mi on?
26 lutego
Po lekcjach spotkaliśmy się z Łukaszem w parku. Trochę
obawiałam się tego spotkania, ale pocieszył mnie
widok dość dużej liczby ludzi - jestem bezpieczna.
Próbował coś mi tłumaczyć, ale nie bardzo starałam się
rozumieć cokolwiek. Nudziło mnie to.
- Widzę, że nie jesteś za bardzo zainteresowana tą
matematyką. - stwierdził.
- Nigdy za nią nie przepadałam. - odparłam.
- Nie musimy się uczyć, możemy pogadać. - zaproponował.
- A niby o czym?
- Tak ogólnie, o wszystkim. Wiesz, mnie tak naprawdę
niewiele łączy z Anetą.
- Nie zauważyłam. - odparłam głupio.
- Jestem z nią, żeby nie było jej przykro. Nie chcę jej
skrzywdzić.
- Dziwne rozumowanie. - skomentowałam.
- A ty? Masz kogoś bliskiego?
Zastanowiłam się chwilę i odpowiedziałam zgodnie z
prawdą.
- Owszem, są tacy ludzie.
- Chodzi mi o jedną osobę...
- Też taki ktoś jest. A zresztą po co się głupio pytasz?
- mówiłam do niego szczerze, bez skrupułów.
- Z ciekawości. - odpowiedział i zaczął przyglądać się
mojemu wisiorkowi. Zirytowało mnie to.
- Może ty też spróbuj sobie znaleźć kogoś innego.
- Staram się szukać... - odparł. Widziałam, że nie był
zadowolony z tego, co mu przed chwilą powiedziałam.
- Czemu mówisz do mnie w ten sposób? - spytał nagle.
- Bo rozmawiamy o głupich rzeczach. - odpowiedziałam.
- Dla mnie to ważne.
- Ale po co mi to wszystko mówisz??
- Bo cię lubię. - uśmiechnął się. Zaczynało mi się to
wszystko coraz mniej podobać.
Chwycił mnie za rękę, ale gwałtownie ją odsunęłam i
szybko wstałam.
- Wiesz co, muszę już iść, śpieszę się na obiad. Cześć! -
palnęłam i pobiegłam w kierunku domu.
Chciałam jak najszybciej uciec od tego miejsca. Co on
sobie w ogóle wyobraża?! Wprawdzie nie zrobił
niczego złego, ale ja już tam znam te gesty. Niech sobie
idzie do swojej Anetki, żeby "nie robić jej
krzywdy". Co za... nawet wolę nie mówić, kto.
Wróciłam do domu. Zastałam Monikę siedzącą przy stole.
- Fajny ten Łukasz? - spytała.
- O co ci chodzi?
- No ten, co z nim w parku byłaś.
Byłam zmieszana. Skąd ona o tym wie?
- Przechodziłam tamtędy z koleżankami. Nie wiedziałam, że
się przyjaźnicie...
- Bo się nie przyjaźnimy. Nie mam z nim nic wspólnego. -
powiedziałam stanowczo.
Andrzej był w kuchni i za jakieś kilka minut przyniósł
gotowy obiad - naleśniki z dżemem. Nie jestem
wielbicielem tego dania, ale odruchowo zjadłam całą
porcję.
- Skąd u ciebie taki apetyt? - spytał zadowolony Andrzej.
- Sama nie wiem. - zaśmiałam się.
Byłam po prostu zestresowana po tym niefortunnym
spotkaniu w parku, co sprawiło, że zrobiłam się
głodna.
- Kuba dzwonił, chce z tobą porozmawiać. - rzekł Andrzej.
Zatelefonowałam więc do niego. Odebrał od razu.
- Cześć, dobrze, że dzwonisz. Ojciec zapoznał nas z tą
całą Aleksandrą!!!
- Serio??? I jaka ona jest?
- Okropna!! Mówiła do nas, jakbyśmy mieli po pięć lat. W
ogóle tata przedstawił ją, jako "nowego
członka rodziny". Wyobrażasz to sobie?!
- Czyli, że ona się wprowadzi?!
- Najprawdopodobniej jeszcze przed wakacjami. Na razie
chce zarobić trochę pieniędzy, a potem jeszcze porozmawiać
ze swoim synkiem. W dodatku powiedziała, że ten bachor
będzie z nami mieszkał!!!
- Nie zazdroszczę wam. Mam tu z nim trochę problemów.
- Tak??? Jaki on jest?
- Wiesz, sama nie wiem. Ja przynajmniej nie jestem do
niego przekonana. - przyznałam.
- Nie ma innego wyjścia, musimy się wynieść z domu. Jak
nie do internatu albo mieszkania, to
przeprowadzamy się do Marcina. Nie zniesiemy tej baby!
- Naprawdę jest aż tak źle?
- Ona już zamierza prowadzić nam domowe lekcje z
matematyki, przemeblować nasz pokój, żebyśmy mieszkali
razem z tym całym Łukaszem, posłać nas do jakiegoś
prywatnego liceum dla naukowców... nie, ja tego nie
zniosę, Paweł tym bardziej. Już i tak ma z nią na
pieńku...
- Bilbo??? Co takiego zrobił?
- Jak ona przedstawiła te swoje plany na przyszłość, nie
wytrzymał - wkurzył się i powiedział, że on nie
zamierza żyć w takich warunkach i się wyprowadza. Pani magister
oburzyła się niezmiernie i stwierdziła,
że musi "odpowiednio wychować" Pawła.
- To jest chore!!! - stwierdziłam.
- W dodatku ta Mora chce na Wielkanoc być razem z
dyrektorem, ale ja nie zniosę jej towarzystwa.
Myśleliśmy o ty, żeby pójść do Marcina. Ojciec tylko
wzruszył ramionami, za to matematyczka była
oburzona. Musiała się zgodzić, mój tata jest naszym
opiekunem, nie ona, więc on decyduje o nas.
- Przykro takie coś słyszeć. Współczuję wam. -
powiedziałam smutno.
- Nie przejmuj się tym, mi nie zależy na relacjach z
ojcem. Pawłowi tym bardziej.
- I to jest właśnie najbardziej przykre. Rodzina powinna
się jednoczyć, a nie dzielić, zwłaszcza taka
mała.
- Możliwe, ale skoro tata nie chce, to nie będę się wciąż
narzucał.
- A co tam u waszej babci? Wszystko w porządku?
- Właśnie nie za bardzo. Znów ostatnio miała jakieś bóle
pleców. Chyba czeka ją kolejna operacja
kręgosłupa.
- Jak wy w ogóle dajecie radę? Wszystko wam się przewraca
do góry nogami.
- Tak to w życiu bywa. Ludzie za to mają inne problemy,
często o wiele gorsze. Ważne, że mamy siebie
nawzajem. Jest Paweł, Marcin, Piotrek, Michał... no i wy.
- Kim są Piotrek i Michał? - spytałam z ciekawości.
- Kumple ze szkoły. Jest ich jeszcze kilku.
- Aha, ok.
- A ty masz tam kogoś?
- Tak, zaprzyjaźniłam się ostatnio z takim Dominikiem i
Kasią.
- To fajnie. Wiesz, Paweł się dopytywał i trochę
martwił...
- Powiedz mu, że nie musi. Dobrze sobie radzę. - odparłam
zdecydowanie.
- Dalej masz na niego focha?
- Nie chcę o tym gadać.
- Dobra, jak tam chcesz. Masz pozdrowienia od niego.
- Dzięki. Pozdrów Marcina.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. A więc Paweł się mną
interesuje! Ciekawe, że tak dużo chce o mnie wiedzieć.
Gdybym ja spytała, co u niego, niczego bym się pewnie nie
dowiedziała. A może przesadzam?
Teraz to nieistotne. Wreszcie chłopcy znajdą powód, żeby
zainteresować się szkołą średnią. A więc
jednak miałam rację - nie mogą zostawiać tego na ostatnią
chwilę. Mam ochotę powiedzieć "A nie mówiłam?",
ale nie ma tu Pawła. Zrobiłby tą swoją głupią minę...
27 lutego
- Obraziłaś się na mnie, czy co? - spytał Łukasz, gdy
weszłam do szkoły.
- Nie, dlaczego? - udawałam zdziwioną.
Pociągnął mnie za rękę w głąb szatni, gdzie nikogo nie
było.
- Czemu nie dasz mi szansy? - spytał błagalnym tonem.
- Bo nie chcę! Daj mi spokój! - odpowiedziałam stanowczo.
- Gdyby nie ten gość, nie traktowałabyś mnie tak. - znów
spojrzał na wisiorek.
- Nie powinno cię to obchodzić. Idź sobie do swojej
Anetki!
Odeszłam do swojej szafki, żeby powiesić kurtkę i
przebrać buty. Co go opętało? Zwariował, czy co?!
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zagadać do
przechodzącej obok Anety:
- Cześć. Wiesz co, lepiej pilnuj swojego chłopaka, bo
ostatnio dość często narzuca się innym.
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo szybko wybiegłam z szatni.
Akurat napotkałam na swojej drodze Kasię.
Opowiedziałam jej wszystko o Łukaszu.
- Lepiej trzymaj się od niego z daleka. On zaczyna
świrować, przerasta go to wszystko.
- Chyba nawet wiem co...
Postanowiłam, że skoro mam całkowite zaufanie do Kasi,
opowiem jej, bez zbędnych szczegółów o
relacjach jego mamy z ojcem mojego kumpla i planowanej
przeprowadzce.
- Na pewno się tym bardzo przejmuje. Jest strasznym
mamisynkiem, będzie zazdrosny o tego dyrektora.
- Tak myślisz?
- Sam mówił, że odkąd nie mieszkają z ojcem,
"mamusia częściej zajmuje się swoim małym synusiem". -
powiedziała z kpiną.
- Mówił ci o tym?
- Tak, w końcu do niedawna bardzo się przyjaźniliśmy,
więc każdy z każdym rozmawiał.
- Myślisz, że to dobrze, że on się przeprowadza?
- Chyba tak. Może Aneta zacznie zachowywać się inaczej. A
ty będziesz miała spokój.
Polubiłam tą Kasię - cały czas bezinteresownie mi pomaga,
nie oczekuje niczego w zamian. W ogóle jest
miła i sympatyczna, można z nią o wszystkim porozmawiać.
Dominik również jest zaufaną osobą.
5 marca
Małymi krokami zbliżają się święta - Łukasz podobno ma
przyjechać do Bielska. Ciekawe, jak zareagują na
niego chłopcy. Dobrze, że mnie przy tym nie będzie.
Z Mają cały czas wszystko w porządku. Wychodzi z Maxem na
spacery, regularnie je, nawet czytała ostatnio
książkę! Jedyne, co może niepokoić, to nieustanna
tęsknota za ojcem. Musiałaby go znów zobaczyć, żeby
poczuć się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem.
Z kolei Monika jakiś czas temu zapisała się na treningi
gry w piłkę ręczną. Wreszcie będzie miała okazję
wyładować swoje nakłady energii. Ostatnio jej ciągłe
gadanie i bieganie po całym domu bywało męczące.
10 marca
Dziś Łukasz miał wyjechać na święta do Bielska. Szczerze
mówiąc, jestem bardzo ciekawa tego, jak potoczy
się jego spotkanie z Kubą i Pawłem.
Wychodząc ze szkoły, zauważyłam, że Łukasz, zamiast
wracać z Anetą, rozmawiał z jakimś mężczyzną. Chudy,
ubrany w poniszczone ciuchy, nieogolony... zupełnie jak
jeden z tych biedaków, którzy odwożą wózki pod
sklepem! Ciekawe, co on ma wspólnego z Łukaszem.
Specjalnie przeszłam zaraz obok nich, żeby usłyszeć choć
część rozmowy. Mężczyzna dał mu do rąk małe
pudełeczko, obwiązane kokardą. Łukasz nie miał przy tym
zadowolonej miny.
- Przepraszam cię, że tak to wszystko wyszło. Wiedz, że
ja zawsze będę cię kochał...
- Rozumiem, tato. Słuchaj, śpieszę się, dzisiaj
wyjeżdżamy. Trzymaj się, wesołych świąt! I dzięki za
prezent.
A więc to jest jego ojciec! Stał uśmiechnięty i machał do
syna, jednak widać było, że coś go niepokoi.
Postanowiłam zagadać:
- Przepraszam, pomóc panu w czymś?
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- A czy wyglądam, jakbym potrzebował pomocy?
- Nie, to znaczy... Łukasz jest pańskim synem, prawda?
Spuścił głowę, jednak odpowiedział:
- Tak, to jest mój syn. Jesteś jego koleżanką?
- Można tak powiedzieć, chodzimy razem do klasy. -
odparłam.
- Żal mi go, że został sam z matką. A wszystko przez moją
głupotę...
Zamyślił się chwilę i mówił, jak gdyby do siebie:
- Byliśmy z Olcią szczęśliwym małżeństwem, wszystko się
dobrze układało. Jednak nadszedł ten dzień, w
którym szef zwolnił mnie z pracy. Upiłem się ten jeden
jedyny raz... Łukasz nie przepadał za mną, w
dodatku zaczynało brakować nam pieniędzy... . Ola mi nie
wybaczyła - w sumie to nawet się jej nie dziwię,
sam siebie nienawidzę. Zepsułem sobie i jej życie.
Ostatnio udało mi się coś
zarobić, ale cóż z tego? Ola jest mądra, wykształcona,
sama sobie świetnie
poradzi, nie jestem jej do niczego potrzebny. Mogłem
chociaż kupić skromny
prezent dla syna. Ale dla niego to także nie ma znaczenia
- chyba nawet cieszy się, że już z nimi nie
mieszkam. Ojej, już późno! Muszę iść, bo jeszcze mi
zamkną przed nosem spożywczy.
I, nie zwracając na mnie uwagi, odszedł.
Żal mi się zrobiło tego człowieka. Wprawdzie nie powinien
tak się upijać, ale w gruncie rzeczy nie zrobił
niczego złego - można by mu było wybaczyć. Ale nie znam
szczegółów, może nie chodziło tylko o to.
Ciekawe, czy wie, że jego żona już sobie kogoś znalazła.
Na pewno będzie mu smutno, jak się dowie.
Dziwne, że o wszystkim mi powiedział, chociaż mnie nie
zna. Chyba nie był do końca trzeźwy...
Śmierdziało od niego papierosami i alkoholem.
Ten zapach papierosów, którego właściwie nigdy nie
znosiłam, teraz kojarzył mi się z Pawłem. Trochę to
dziwne, ale przywykłam do tego. Choć wolałabym, żeby
Bilbo z tym skończył.
11 marca
Rano dostałam telefon od Kuby:
- Przyjechał ten mamisynek. Nie odstępuje mamusi na krok!
Nawet jak szła do sklepu z ubraniami, to jej
towarzyszył!
- Nie nudziło mu się tam?
- Sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego, bo "z mamą
się czuł bezpiecznie", jak sam powiedział!
- Nie wierzę, to nie jest ten sam Łukasz, którego znam?!
A rozmawialiście w ogóle z nim?
- Niestety. Oczywiście, kiedy pani Mora nam go
przedstawiała, ostrzegała go, żeby nie wkurzał Pawła -
chyba boi się o swojego synka!
- A co, Bilbo jest aż taki groźny? - zaśmiałam się.
- Jak chce, to potrafi, serio. A więc, mieliśmy
oprowadzić go po domu. Prawie się nie odzywał, był
bardzo zawstydzony - zupełnie jakby się nas bał!
- Podobno można, zwłaszcza Pawła... - śmiałam się.
- Myślisz, że wystraszył się, jak mu mama o nim
powiedziała? Straszny tchórz z niego.
- To dziwne, nie wydawało mi się, że taki jest...
- Może ciebie się nie boi. - zaśmiał się.
- Spróbujemy go jeszcze zagadać, może nam powie coś
ciekawego.
- Ale, proszę was, nie wspominajcie o mnie. No i nie
przesadzajcie z tym dogadywaniem, może on
faktycznie jest taki wystraszony i tchórzliwy.
- Znacie się?
- Tak. Nie chcę, żeby wiedział, że się z wami przyjaźnię.
- Jak tam chcesz. Nie bój się, krzywda mu się nie stanie.
- zaśmiał się.
Chyba jednak rozstanie rodziców nie było dla niego
obojętne. Tak bardzo chce przebywać z mamusią, z
Anetką, ostatnio i ze mną... coś w tym jest. A Kuba ma z
tego niezły ubaw.
14 marca
Święta, święta i po świętach! Spędziliśmy je skromnie,
tylko ja, Monika i Andrzej. W międzyczasie
odwiedziliśmy również Maję. Myślę, że teraz już wszystko
będzie z nią w porządku.
Po południu poszłam z Dominikiem i Kasią do biblioteki -
musieliśmy wypożyczyć kolejną lekturę. A był
to niejaki "Oskar i pani Róża". Czytałam to
kiedyś, ale nie pamiętam dokładnie fabuły. W tej chwili, obraz
chorego chłopca, czyli bohatera tej książki, kojarzył mi
się głównie z Mają. Ale on umarł - co w przypadku
Ajki na szczęście nie nastąpiło.
Mieliśmy kawałek drogi do przebycia, więc rozmawialiśmy.
Powiedziałam im o zachowaniu Łukasza w obecności mamy.
- Wiem, że jest mamisynkiem. Widziałem ich raz w
spożywczym. Nie odstępował jej na krok - odparł Dominik.
- Ostatnio widziałam nawet jego ojca. - wspomniałam.
Zainteresowali się tym, więc o tacie Łukasza także
musiałam im opowiedzieć. Jednak przerwałam, bo
dostrzegłam idącego w naszą stronę mężczyznę - "o
wilku mowa", pomyślałam.
- To ty jesteś tą koleżanką od Łukaszka? - zagadał pan
Mora.
- Tak, to ja, dzień dobry panu. - odparłam grzecznie.
- Słuchaj, dziecko, mam prośbę do ciebie. Jacyś panowie
handlarze mi tu zarzucają, że im ukradłem kilka
złotych. Nie pamiętam właściwie, skąd te pieniądze na
prezent wziąłem... . Nie miałabyś może pożyczyć
10 złotych?
- Przykro mi, ale nie mam przy sobie pieniędzy. Nie
próbował pan znaleźć sobie pracy?
- Gdzie chcieliby przyjąć takiego biedaka z ulicy??? Z
wykształcenia jestem murarzem. Byłem dość
dobrym pracownikiem, znam się na tym... . Ale cóż,
przepadło, za dużo problemów...
- Zawsze można to zmienić. Jeżeli pan będzie miał
potencjał, uda się panu.
- To nie jest takie proste, dziecko drogie.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Może i głupi, ale
chciałam spróbować:
- Mogę pożyczyć panu te pieniądze, jeżeli pan postara się
poszukać pracy. - oświadczyłam.
- Dziękuję ci bardzo, jestem ogromnie wdzięczny!
Wyjęłam z portfela banknot i podałam mężczyźnie.
Uśmiechnął się, ukłonił i odszedł.
- Po co mu pożyczałaś? Na pewno wyda to na alkohol. -
powiedział Dominik.'
- Chcę się przekonać, co z tymi pieniędzmi zrobi. Kilku
złotych mi nie szkoda. - odparłam.
- Za wiele ci to nie da. Nie licz na to, że je dostaniesz
z powrotem. - dodał.
A ja właśnie chciałam to sprawdzić! Najprawdopodobniej
Dominik ma rację, ale jednak dałam mu te pieniądze.
Żal mi jest tego człowieka, chciałabym mu jakoś pomóc...
* * *
* * * * * * * * * * * * * * *
Kolejny telefon, tym razem od Marcina:
- Kuba i Paweł jednak spędzili święta w domu. Ta
nauczycielka nie pozwoliła im iść do mnie.
- I jak, przeżyli to?
- Dzwonili do mnie, więc chyba tak! Podobno była kłótnia
między tym gościem a Pawłem.
- Kłótnia??? A niby o co?
- Łukasz, czy jak mu tam, już wcześniej nawet rozpoznał
Bilba - podobno widział nas we Wrocławiu.
- Tak, wiem o tym. - powiedziałam i pomyślałam:
"Tego nie przewidziałam".
- Jak byli sami w trójkę, nie był już takim mamisynkiem,
jak przedtem. Nagadał coś Pawłowi, żeby
trzymał się od ciebie z daleka, bo niby "przez niego
dziwnie się zachowujesz". Wiesz coś o tym?
- Łukasz trochę mi się narzucał i twierdził, że to przez
Pawła mam do niego dystans. - wyjaśniłam.
- Bilbo się wkurzył i uderzył go pięścią w twarz. Nic mu
się nie stało, ale więcej już nie prowokował
Pawła. W ogóle podobno ten mamisynek to dość irytujący
człowiek.
- Możliwe. - odparłam krótko.
Już musiało dojść do kłótni?! Dobrze, że się nie pobili,
jeszcze byłby dodatkowy kłopot.
- Oczywiście Łukasz wygadał wszystko mamusi - że
"chłopcy są dla niego złośliwi". Dyrektor też się
zdenerwował i nawrzeszczał na Pawła. Oni nie mogą razem
mieszkać, Bilbo musi się wyprowadzić!
- Jeszcze się pozabijają. Pani magister już wyjechała?
- Na szczęście tak. Paweł jest wkurzony na niego. Co temu
Łukaszowi w ogóle odbiło?!
- Chyba przerasta go ta cała sytuacja. Przyzwyczaił się
już, że ma swoją mamę tylko dla siebie.
- Nie znam szczegółów, ale to nieistotne. Mam nadzieję,
że Paweł nie będzie go już musiał widzieć na oczy.
- Czemu właściwie aż tak się zdenerwował?
- Nie może znieść obrażania dziewczyn. A w szczególności
ciebie...
- To Łukasz mnie obraził?
- Na to wygląda. Nie byłem obecny przy tej rozmowie, więc
nie wiem, co dokładnie powiedział.
- Aha. Dzięki, że mi to mówisz wszystko. A jak Kuba
zareagował?
- Pilnował, żeby nie doszło do bójki. - zaśmiał się.
- A co tam u ciebie? Wszystko ok?
Marcin przez chwilę nie odpowiadał.
- Tak, w porządku... - odpowiedział nieśmiało.
- Coś ukrywasz, czuję to. Proszę, powiedz! - starałam się
go przekonać.
- Nic nadzwyczajnego. Mam tu taką koleżankę Asię i...
- Aaa, teraz rozumiem. - zaśmiałam się.
- To tylko koleżanka. - upierał się.
- Tak, tak, oczywiście. - wciąż chciało mi się śmiać.
- To powodzenia wam życzę! Do zobaczenia! - dodałam.
Marcin był zmieszany, ale musiał przyznać mi rację.
Przecież od dawna już o tym wiedziałam!
16 marca
W czasie przerwy między lekcjami podszedł do mnie Łukasz.
Z początku trochę się wystraszyłam, ale mówił
do mnie bardzo spokojnym tonem:
- Oddaję ci twoje pieniądze. - podał mi banknot.
- Ale przecież nie jesteś mi nic winny.
- Ja nie, ale mój ojciec. Nie powinnaś mu była dawać,
przepił wszystko. Głupio mi się zrobiło za niego,
więc postanowiłem ci oddać.
- Nie chcę tych pieniędzy. Dałam mu je z własnej woli.
Współczuję ci, że masz taką a nie inną sytuację.
- Wcale nie musisz. Ojciec sam wybrał taką drogę. - odparł
i odszedł.
Łukasz nie jest złym człowiekiem - po prostu życie go
przerasta, dlatego czasem świruje.
Nie zauważyłam żadnej blizny na jego twarzy - Paweł
jednak był ostrożny.
Właściwie już nie czuję się obrażona na niego. Prawie
miesiąc upłynął od tego dnia, w którym pokłóciliśmy
się o byle sprawę. Z kolei on przez ten czas nie wyrażał
chęci do rozmowy ze mną.
17 marca
W szatni podeszła do mnie zapłakana Aneta.
- Możemy porozmawiać? - spytała.
- Jasne, chodź! Co się stało? - podałam jej paczkę chusteczek.
- Powiedziałam Łukaszowi, że już nie chcę z nim być. Od
początku nam nie wychodziło, więc chciałam to
zakończyć.
- Ale po co w ogóle byliście razem?
- Potrzebowałam kogoś bliskiego. Ale on niedługo się
przeprowadzi, nie potrzebuje nikogo poza tą swoją
mamusią!
- Niech jedzie! Sama sobie świetnie poradzisz.
- Dzięki, Ania, na ciebie mogę liczyć.
A więc jednak pod tą wścibską dziewczyną chowała się
wrażliwość. Tak, jak przypuszczałam, bez Łukasza
wszystkim nam będzie lepiej. Skoro ma problemy, to niech
się nimi mamusia zajmie, a nie my.
Kasia i Dominik również się o tym dowiedzieli:
- Aneta dzisiaj normalnie z nami rozmawiała! Mam
wątpliwości, kto na kogo źle wpływał...
- Może nawzajem się nakręcali? - stwierdziłam.
Mam nadzieję, że Aneta bez Łukasza i Łukasz bez Anety
będą lepszymi ludźmi. Rozstanie im dobrze zrobi,
nam również. Czasami to jest lepsza droga, niż tkwienie w
tym "związku".
* * *
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
25 kwietnia
Przez ostatni miesiąc nic szczególnego się nie działo.
Chłopcy bardzo rzadko dzwonili, z powodu egzaminów
gimnazjalnych. Za to spędzam dużo czasu z Dominikiem i
Kasią - bardzo się do nich przywiązałam.
Zapoznałam ich z Mają - opowiadałam im o niej, więc
chciałam im przedstawić starą przyjaciółkę. Od razu
zyskali sympatię zarówno dziewczyny, jak i Maxa,
najlepszego psiaka na świecie. Ajka wciąż musiała
brać leki i chodzić na jakieś psychoterapie, ale
przestała już tak bardzo bać się lekarzy. Teraz
powinno z nią być już coraz lepiej.
Przez ten cały czas nie widziałam ani razu ojca Łukasza -
trochę się obawiam, że źle skończył, ale
dokładnie nie wiem. Mam tylko nadzieję, że nie upije się
na śmierć i że nie będę musiała go już
spotykać. Chyba nikt nie lubi rozmawiać z biedakami z
ulicy, po których nie wiadomo, czego się spodziewać.
O dziwo, Monika jest chyba jedyną osobą ( no, może poza
poczciwym Andrzejem ), z którą nie ma w ogóle
problemów. Jest zajęta spotkaniami z przyjaciółkami i
treningami piłki ręcznej. Sport pochłania wiele
jej energii. Kto wie, może kiedyś osiągnie debiut w tej
grze?
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie telefon od... Pawła!
- Cześć, co tam słychać? - zapytał niepewnie.
- Cześć, u mnie wszystko w porządku, a u ciebie? -
odpowiedziałam wesoło.
- Właśnie w tej sprawie dzwonię. Babcia zmarła...
Pani Gabriela??? Ta kobieta, choć stara, to jednak pełna
poczucia humoru i chęci do życia, babcia Kuby i Pawła!!!
Nawet nie miałam okazji bliżej ją poznać!
- Byłoby nam miło, gdybyś przyjechała na pogrzeb. Jeżeli
chcesz, oczywiście.
- Będę na pewno. W końcu miałam okazję ją poznać...
- Dzięki. Wiesz, chciałbym wreszcie porozmawiać z tobą w
cztery oczy. Musimy coś sobie wyjaśnić...
- Też tak sądzę. A więc, do zobaczenia!
Wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy jej nie zobaczę. A
myślałam, że jeszcze będę miała okazję z nią
porozmawiać, posłuchać jakiś opowieści - starsi ludzie
zawsze mają coś ciekawego do powiedzenia.
Ale jej czas minął...
30 kwietnia
Można powiedzieć, że zaczął się już weekend majowy. Do
Bielska pojadę sama - Monika i Andrzej nie znali
babci Gabrieli, zresztą mają swoje sprawy na miejscu.
Nasz kochany opiekun ostatnio często pracuje w
ogrodzie - na razie zasadził tylko pomidory, ale planuje
się rozwijać. Przynajmniej ma coś do roboty.
Podróż pociągiem dość się przeciągała. Wzięłam ze sobą
"Oskara i panią Różę" i zagłębiłam się w
lekturę. Książka nie jest długa, toteż przeczytałam ją
szybko. Potem przez większość czasu leżałam i
patrzyłam się przez okno.
Kiedy dotarłam na miejsce, na dworcu czekał Kuba, Paweł
i, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Marcin z
dziewczyną!
Przedstawili mi Asię, przyjaciółkę Białego. Może to i
dobrze, że nie śpieszą się z wchodzeniem w jakiś
tam związek - nic dobrego z tego nie wychodzi.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Od razu
poczułam, że zaprzyjaźnię się z tą nieśmiałą,
ale sympatyczną osóbką.
Paweł chciał jeszcze szybko zapalić, więc poczekaliśmy
chwilę. Porozmawiałam trochę z Asią - coraz
bardziej zaczynałam ją lubić! Okazało się, że również
jest fanką "Władcy Pierścieni" oraz bardzo wielu
innych książek. O tym można było dyskutować godzinami!
Gdy Paweł wrócił, Asia przypomniała sobie, że miała kupić
sobie bilet do autobusu w pobliskim kiosku.
Bilbo powiedział, że my w dwójkę poczekamy. Czyli, że
chciał faktycznie porozmawiać.
- Dalej masz na mnie focha? - spytał uśmiechnięty.
- Po dwóch miesiącach mi raczej przeszło. Przepraszam za
to wszystko, głupio się zachowałam. - podałam
mu rękę.
- Chciałem, żebyś się do tego przyznała. - odparł
usatysfakcjonowany.
- Ty też nie byłeś bez winy.
- Ale ja cię od razu przeprosiłem. Nie miałem focha przez
dwa miesiące. - wciąż się śmiał.
- Z czego się śmiejesz? - spytałam z uśmiechem.
- Z was, dziewczyn. Do was trzeba cierpliwie podchodzić.
- Możliwe. Czyli, że musisz się starać.
- Dokładnie. Doceń to, że byłem cierpliwy. - uśmiechnął
się.
- Dobra, dobra, nie pochlebiaj sobie. - odparłam również
ze śmiechem.
Na chwilę zapadła cisza.
- Skoro byłaś na mnie obrażona, to po co nosisz to na
szyi? - wciąż był uśmiechnięty.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Nie martw się, nie musimy się z niczym śpieszyć.
Chciałem po prostu, żebyś o mnie nie zapomniała.
Uśmiechnęłam się. Ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała.
- Niektórym nie podobało się to, że go noszę...
- Nawet mi nie przypominaj. Nienawidzę tego mamisynka!
- Aż tak się pokłóciliście?
- Nazwał cię, no, nie powiem jak, bo chodzisz po mieście
z samymi chłopakami! Nie mogłem nie zareagować.
Całe szczęście, że się przeprowadza. Mógłby przynajmniej
przeprosić mnie za to wszystko!
Ale przynajmniej wiem, że z Pawłem można czuć się
bezpiecznie!
- Zdecydowałeś już, gdzie chcesz iść po gimnazjum? -
zmieniłam temat.
- Tak. Wybrałem profil wojskowy. Pójdę w ślady rodziców.
W tym momencie wrócili pozostali i poszliśmy wszyscy
przejść się po mieście. Dobrze, bo nie wiedziałam,
jak zareagować. Paweł do wojska! Mam pewne obawy co do
tego zawodu.
- A co pozostali? - spytałam potem.
- Kuba idzie ze mną, a Marcin zostaje w Bielsku z Asią -
wybrał ten profil informatyczny. Wybiera się z nami
jeszcze taki Piotrek i Michał, ale jeszcze nie wiemy, czy
w ogóle nas tam przyjmą. W końcu byliśmy w
harcerstwie, tam nam coś niecoś mówili o tym.
- No tak. Prawie o tym zapomniałam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz