niedziela, 4 maja 2014

Kalina cz.3 "Ostatnia chwila"

"Pożera wszystko na szerokim świecie, ptaki, zwierzęta i drzewa, i kwiecie,
kruszy żelazo i miażdży kamienie, jasną stal łamie, wysusza strumienie,
królów zabija, burzy dumne miasta, powala górę, co w niebo wyrasta."

J.R.R. Tolkien "Hobbit" ( czas )


20 czerwca

Już miesiąc upłynął od śmierci babci Gabrieli - wciąż nie mogę uwierzyć, że już nigdy z nią nie porozmawiam.
Niewielu ludzi przyszło na pogrzeb - przynajmniej dyrektor raczył się pokazać. Jednak nie było z nim
pani Mory, która wczoraj wprowadziła się do jego domu... Z tego, co słyszałam, to na razie tylko wniosła
walizki.

Paweł i Kuba niedługo dowiedzą się, czy zostali przyjęci na ten profil wojskowy. Chcieliby chodzić do
liceum w Warszawie, ale nie wiadomo, czy starczy dla nich miejsca. Szkoda, że to tak daleko od Wrocławia,
nie będziemy mogli się widywać...
Chociaż nie jestem przekonana co do tego pomysłu, trzymam za nich kciuki! W końcu to tylko szkoła
średnia - jak im się znudzi, to zmienią zdanie.

Marcin obrał "bezpieczny" profil informatyczny. Asia jest w moim wieku, więc dopiero za rok będzie o tym
decydować. Biały chce chodzić do szkoły w Bielsku, żeby się nie rozstawać ze swoją dziewczyną. Zresztą
tam ma dom, w którym się doskonale czuje, i szczęśliwych, kochających go rodziców.

25 czerwca

Dzień zakończenia roku szkolnego! Nawet nie miałam czasu stresować się czymkolwiek, tyle się ostatnio
działo. Moje oceny może nie są najlepsze, ale za to poprawiłam się z geografii - chyba Paweł tak na mnie
wpływa. Oczywiście nie muszę martwić się polskim i angielskim  - zawsze przepadałam za tymi
przedmiotami, więc oceny są dobre.

Anecie niestety nie udało się przejść do następnej klasy. Choć właściwie to ona się tym nie bardzo
przejmuje, zawsze uważała, że nauka jest jej zbędna. A nie jest głupia i tępa, gdyby się postarała, to
by dała radę. Ale cóż, niech sobie robi, co jej się podoba, ja w to nie wnikam.

Zadzwoniłam do chłopaków, żeby się dowiedzieć, jak to wygląda w ich sytuacji:
- Paweł ledwo zdał na dwóję z fizyki! - oznajmił Kuba.
- On ma takie marne oceny???
- Nie ze wszystkiego. Tylko 2 z biologii i 3 z chemii. Pozostałe są lepsze.
- A ty jak tam?
- Jak zwykle: w większości tróje. Tyle mi wystarczy.
- Ale szkoda by było, gdybyś się nie dostał do tej szkoły...
- Nic na to nie poradzę, że nie jestem geniuszem. - zaśmiał się.
- Skoro się tym nie martwisz, to dobrze. Mora się już wprowadziła?
- Jeszcze nie, ale lada moment przyjdzie z tym swoim podręcznikiem do matematyki... ja się naprawdę
boję!
- Bądź dzielny, w końcu chcesz zostać żołnierzem! - zaśmiałam się.
- Jak się pani magister dowiedziała, gdzie chcemy iść, znów się oburzyła. Zaczęła oskarżać Pawła, że to
niby jego idiotyczny pomysł. A on oczywiście się z nią kłócił. W efekcie cieszy się, że chcemy się
wyprowadzić.
- Czyli właściwie zrobił to, co należało.
- Można tak powiedzieć.
- A co z Łukaszem?
- Mamusia mu wybrała jakieś liceum w Bielsku. Żeby nie musiał być sam, bez niej. - powiedział ze śmiechem.

Taki jest Kuba - lubi sobie pokpić z takich osób, jak Łukasz. Nie jest to miłe, ale nie zwracam na to
uwagi. Skoro musi się pośmiać, to niech się śmieje.

26 czerwca

Od wczoraj Monika przechwala się swoją szóstką z wychowania fizycznego. A to dlatego, że uczęszcza na
treningi i idzie jej całkiem dobrze. Zresztą ona od zawsze miała same piątki i szóstki. I za każdym
razem się nimi chwaliła.

Podobno od początku lipca Mora wprowadzi się do dyrektora. Akurat chłopcy planują pracować przez ten
miesiąc. Tata Marcina jest właścicielem kawiarni, więc załatwił im tam zajęcie. Chcą sobie zarobić
trochę pieniędzy, żeby się utrzymać w Warszawie. Jeżeli, oczywiście, dostaną się do liceum.

Wątpię, żeby ojciec Kuby zamierzał pokrywać jakiekolwiek koszty z tym związane. Chyba, że się mylę. Skoro
taki dyrektor niemało zarabia, mógłby zatroszczyć się o swoich podopiecznych...

2 lipca

Zachwycony sadzeniem owoców, Andrzej postanowił poczęstować nas swoimi pierwszymi zbiorami. A były to,
jak na razie, agrest i poziomki. Pomidory, truskawki i jabłka będą dojrzałe dopiero we wrześniu.

Miałam się dzisiaj spotkać z Dominikiem i Kasią, a Andrzej bardzo chciał, żeby oni też spróbowali jego
owoców. Z chęcią przyszli. Uśmiechnięty od ucha do ucha gospodarz, przyniósł dwie miski, jedną pełną
agrestu, drugą poziomek.

Poziomki jeszcze jestem w stanie zjeść, ale agrestu nienawidzę! Przeszkadza mi ten kwaskowaty smak.
Kasia wręcz przeciwnie, uwielbia. Dlatego też zjadła od razu dwie duże garści.

I nagle zrobiła przerażoną minę.
- Gdzie tu jest toaleta? - spytała, panikując.
Zaprowadziłam ją szybko. Zasłaniała ręką usta, aż, w ostatniej chwili, zdążyła dotrzeć do toalety i
zaczęła wymiotować! Chyba jednak jedzenie tego agrestu nie było najlepszym pomysłem.

Wróciłyśmy z powrotem do salonu. Andrzej spojrzał na nas ze smutkiem:
- Przepraszam cię najmocniej, Kasiu, nie wiem, co jest z tymi owocami nie tak.
- Poziomki są dobre. - odrzekł zadowolony Dominik, zjadając je garściami.
- Czy na pewno sprawdziłeś, czy z tym agrestem jest wszystko w porządku? - spytałam.
- Raczej tak. Ale muszę to jeszcze zbadać. - odrzekł i poszedł do ogródka.

Kasia bała się już cokolwiek wziąć do ust. Z kolei Dominik wręcz pożerał poziomki! Czekałam tylko, aż
jemu zrobi się niedobrze, od przejedzenia.

Po chwili wrócił Andrzej:
- Kochani, strasznie mi przykro, że tak to wyszło. Przecież on powinien być zebrany dopiero za
3 tygodnie! Pomyliło mi się to wszystko, nie panuję nad tym. A szkoda, mógł być dobry. Wiecie, ja się
chyba do tego jednak nie nadaję...
- Niech pan nie opowiada głupot. Ja mam akurat wrażliwy organizm, więc wymiotowałam. A przecież poziomki
panu wyszły. - pocieszała go Kasia.
- To były twoje pierwsze zbiory, masz prawo zrobić coś źle. Nie martw się, będzie coraz lepiej. - dodałam.

W tym momencie do domu wróciła Monika - znów była gdzieś z koleżankami. Zauważyła owoce agrestu, a że
jest ich wielbicielką, zjadła kilka, zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać.
- Nie jedz tego, one są niedojrzałe! - wystraszył się Andrzej.

Jednak Monika, po spożyciu ich, nie poczuła się źle. Nawet nie rozbolał ją brzuch! Tylko spojrzała na
nas ze zdziwieniem.
- Mówiłam panu, to przez mój organizm. - powiedziała Kasia.

3 lipca

Dopiero dzisiaj, od dłuższego czasu, zadzwonił Kuba:
- Dostaliśmy się do tej szkoły!!!
- Super!! Czemu wcześniej nie dzwoniliście?
- Byliśmy zajęci, umknęło nam to. Od dwóch dni pracujemy z Pawłem. Wszyscy się dostaliśmy, nawet Piotrek
i Michał!
- Gratuluję. Będę miała okazję ich kiedyś poznać?
- Myślę, że tak. Ale wiesz, trzeba się postarać, żeby ich naprawdę polubić...
- A czemu? Coś z nimi nie tak?
- Piotrek jest dość nadpobudliwy, delikatnie mówiąc, z kolei Michał jest bardzo zamknięty w sobie.
Musi kogoś naprawdę polubić, żeby z nim normalnie rozmawiać.
- Ale oczywiście wy się z nimi przyjaźnicie! - stwierdziłam.
- Dokładnie.
- A jak tam Łukasz?
- Siedzi w domu całymi dniami. Mamusia mu każe robić jakieś zadania z matematyki. Posłała go na profil
matematyczno - fizyczny, a ten człowiek nie ma w ogóle pojęcia o fizyce!
- Ja mu szczerze współczuję. Musi robić wszystko, co mu ona powie.
- Naiwniak. Dobrze, że na razie nie mieszka z nami w pokoju, jeszcze by liczył przez sen. - Kuba uwielbiał
się z niego wyśmiewać.
- A Mora się was nie czepia?
- Czasem lubi dogadać Pawłowi, ale on jej zawsze coś odpyskuje. Wtedy ona się już nie odzywa.
- Czyli, że świetnie sobie radzicie?
- Jest dobrze. Przez tą pracę spędzamy dużo czasu poza domem. Nie widujemy jej aż tak często.
- Całe wakacje będziecie pracować?
- Mniej więcej do połowy sierpnia. Potem chcemy jeszcze skorzystać z wolnego czasu.
- Jakby co, to zapraszam was do Wrocławia.
- Z chęcią przyjedziemy. A co słychać u Mai?
- Nie odwiedzałam jej dawno. Ale gdyby się coś poważnego działo, to bym wiedziała.
- W porządku. A u ciebie wszystko ok?
Musiałam w tym momencie opowiedzieć mu o niedojrzałym agreście. Śmialiśmy się z całej tej sytuacji.
- Andrzej ma ukryty talent ogrodnika, ale jeszcze musi go w sobie odkryć.

20 lipca

Nudne te wakacje, nic konkretnego nie robiłam przez ten cały miesiąc. Odwiedziłam Maję kilka razy,
spędziłam czas z Dominikiem i Kasią, przeczytałam trzy książki... . Za to Monika trzy razy w tygodniu
trenuje piłkę ręczną i zamierza jechać w sierpniu na obóz sportowy. Będzie spokój na 2 tygodnie.

Właśnie dziś grają z koleżankami ze szkoły mecz na sali gimnastycznej w podstawówce i chciała, żebym przyszła
pooglądać. Zaskoczył mnie bardzo widok przyszłych piątoklasistek, które były mniej więcej mojego
wzrostu! A wydawało mi się, że Monika jest wysoka, a niższa tylko o głowę.

Nie wiedziałam, że ten mecz będzie tak profesjonalnie wyglądał! Dziewczyny znały wszystkie zasady
prawidłowej gry, każdy szczegółowy błąd zauważały - dlatego oglądałam z wielkim zaciekawieniem.
Był z nimi jeden nauczyciel, który pilnował bezpieczeństwa, a poza tym tylko ja i kilku uczniów, którzy
także przyszli obejrzeć swoje koleżanki. To był mecz rozrywkowy, dla zabawy, a jednak sprawiał wrażenie
czegoś poważnego. Fajnie, że Monika znalazła w sobie taką pasję. Jestem z niej dumna.

6 sierpnia

- Nie martw się Maju, niedługo powinni nas odwiedzić.
Dziewczyna już od dawna tęskniła za chłopakami. Nawet znów próbowała się ciąć! W ogóle ostatnio rzadziej
je i wychodzi z pokoju - martwię się, że znów będzie z nią coraz gorzej.

Kuba dawno nie dzwonił, więc nie wiem, co się tam u chłopaków dzieje. W dodatku nie odbierał telefonu. Ale
po południu dowiedziałam się, czemu nie dali znać...

Maja bardzo chciała, żebym poszła z nią i Maxem na spacer. Przyłączyli się również Kasia i Dominik.
Wtedy zadzwonił na, swoją drogą, niedawno kupioną mi przez Andrzeja komórkę, Drzewo:
- Przechodzimy obok dworca. A bo co?
- Nic, nic, po prostu poczekajcie tam chwilę.
Od razu domyśliłam się, o co chodzi - jadą do Wrocławia! Poszliśmy więc na dworzec, gdzie ich oczekiwaliśmy.
Pociąg nadjechał za chwilę. Jednak wysiedli z niego tylko Kuba i Paweł.
- A gdzie Marcin? - spytałam, gdy wszyscy się przywitaliśmy.
- Został z Asią. Mieli jakieś wspólne plany. - odparł Kuba.
Przedstawiłam im Kasię i Dominika. Potem poszliśmy do naszego domu, żeby chłopcy mogli zostawić rzeczy.
Maja była zmęczona, więc Kuba zaprowadził ją do domu, a my udaliśmy się do parku - tam się zawsze miło
rozmawia.

Jednak najpierw Paweł poszedł zapalić w jakieś "nierzucające się w oczy" miejsce.
- Nie przeszkadza ci to? - spytała mnie Kasia.
- Przyzwyczaiłam się już do tego. Zresztą palenie działa na niego uspokajająco, ciężko mu poradzić sobie
bez tego.
- Hm, nie wydaje mi się, żeby to była dobra metoda... - powiedziała poważnie. Nie uznała tego
usprawiedliwienia.
- Ja też tak nie uważam, ale to akceptuję. Może kiedyś zdecyduje się przestać.
Jednak ta odpowiedź również jej nie zadowoliła.

Gdy Paweł wrócił, spojrzała na niego z powagą. Zauważyłam, że starała się omijać bezpośredniej rozmowy
z nim. Nie rozumiem, palenie aż tak jej przeszkadza???
Fakt, Kasia jest raczej grzeczną i ułożoną dziewczyną. Ale chyba odrobina tolerancji nie zaszkodzi,
kulturalny człowiek nie traktowałby tego w ten sposób.
Dominik z kolei nie zwracał na to w ogóle uwagi. Rozmawiał tak samo z Pawłem i Kubą. I to jest dobre
zachowanie!

Zaczęliśmy dyskutować o szkołach:
- My akurat wybieramy się z Pawłem na profil wojskowy. - powiedział Kuba.
- Musieliście mieć dobre oceny, żeby się tam dostać... - stwierdziła Kasia.
- Wiesz, właściwie to nie do końca. Ja skończyłem na trójach, a Paweł różnie - lepiej mu idą przedmioty
humanistyczne.
Znów spojrzała na niego niesympatycznym wzrokiem. Jednak nikt nie zwrócił na to uwagi, chyba tylko ja to
zauważyłam.
- Ja też jestem humanistą. Na przykład matmy w ogóle nie ogarniam. - Dominik uśmiechnął się do Pawła.
Nie spodobało się to Kasi.
- Ty jesteś dobry z geografii, to jest przecież nauka przyrodnicza. - stwierdziłam.
- No, niby tak, ale jednak jest humanistyczna. - odparł Paweł.
- Jesteś w tym dobry??? Może potrafiłbyś mnie trochę poduczyć. Zależy mi na tym przedmiocie, a nie jestem
orłem. - w tym momencie Kasia zabiłaby Dominika wzrokiem, gdyby tylko mogła. Jednak znów nikt tego nie
zauważał.
- Nie ma problemu, chętnie ci pomogę. - uśmiechnął się Paweł.
- Przecież ja też cię mogę poduczyć. - odezwała się urażona Kasia.
- Ale pamiętasz, jak to się skończyło zeszłym razem - nic z tego nie wiedziałem. - zaśmiał się Dominik.
Jednak ona zrobiła "grobową" minę. Tym razem nie uszło to niczyjej uwadze.
- Jesteś nie w humorze? - uśmiechnął się Dominik.
- Nieważne. - odparła naburmuszona.
- Czemu się nie pochwalisz swoimi umiejętnościami? Słuchajcie, ona została laureatką trzech
konkursów przedmiotowych: z polskiego, matematyki i chemii! Egzamin gimnazjalny będzie pisała tylko z

części językowej!
- Wow, nieźle! W takim razie ogromne gratulacje! - odparł Kuba.
Próbowała się uśmiechnąć, ale jej to nie wyszło. Wyraźnie miała zły humor.
- A ty, Kalina, czym nam się pochwalisz? - zaśmiał się Kuba.
- Eee, dwóją z fizyki i chemii, jeśli o to pytasz. - również się uśmiechnęłam. Nie ukrywam, że
to nie są moje "mocne" strony.
- Ale twoja recenzja filmu była świetna! - stwierdził Dominik.
- Jakiego filmu? - zainteresował się Paweł.
- Na lekcji wychowawczej oglądaliśmy, słabo zagrany, w ogóle nikt nigdy o nim nie słyszał. Fabuła też
niezbyt porywająca. A Ania nie bała się tego skrytykować. Wychowawczyni nie bardzo się podobało to
dzieło, bo ją ten film poruszył. Jednak klasa uprosiła ją, żeby dała Ani szóstkę i powiesiła pracę w
gablotce przed salą.
- Brawo, nabierasz odwagi. - uśmiechnął się Paweł.
- W dodatku później, gdy inne klasy obejrzały film, zgadzały się całkowicie z opinią Ani. Widzisz, świat
nie kończy się na chemii. - dodał.
Spojrzałam na Kasię - siedziała i bawiła się telefonem. Nie interesowała ją rozmowa.
- Ciebie nie ciągnie wojsko? - Paweł spytał Dominika.
- Nie myślałem o tym, ale chyba raczej nie. Właściwie to nie wiem jeszcze, gdzie pójdę po gimnazjum.
- A Kasia?
Spojrzała na nas zdezorientowana. Usłyszała swoje imię, ale nie wiedziała, o czym rozmawiamy.
- Ty się wybierasz do liceum, prawda? - spytał Dominik.
- Profil biologia - chemia. Potem pójdę na medycynę. - odparła krótko i zdecydowanie.
- Nie marnuj swojego talentu. - uśmiechnęłam się do niej.
Również się uśmiechnęła. Jednak jej humor się nie polepszył.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem rozeszliśmy się do domów. Andrzej przygotował kolację, w tym miskę
poziomek.
- A więc to są te pierwsze cuda! - zaśmiał się Paweł.
- Poziomki podobno są dobre, więc jedzcie. - odparł Andrzej.
Po chwili z naszego pokoju wybiegła Monika, żeby się przywitać z chłopakami i zjeść razem z nami.
- A gdzie jest agrest? - spytała rozczarowana.
- Wyrzuciłem. Przecież nie będziemy jeść niedojrzałych owoców. - odpowiedział Andrzej.
- Ale takie są właśnie najlepsze! Zawiodłeś mnie...

Na szczęście poziomki wyszły idealne. Mimo, że nie uwielbiam ich, to zjadłam kilka. Były wyjątkowo
smaczne.
- Jednak będzie z ciebie dobry ogrodnik. - stwierdził Kuba.

     * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Wieczorem rozmawiałam z Pawłem:
- Chyba Kasia niezbyt się do mnie przekonała.
- Też to zauważyłeś??
- Nie dało się tego nie dostrzec. Coś jej we mnie nie pasuje...
- Nawet wiem, co.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Jak się dowiedziała, że palisz, zaczęła inaczej na ciebie patrzeć...
Paweł zamyślił się chwilę.
- Ma powód. Nie każdemu się to może podoba.
- Ale powinna cię zaakceptować.
- Nie wszyscy lubią towarzystwo takich ludzi.
- Mogła, mimo to, być dla ciebie uprzejma.
- Nie okazywała też żadnej złośliwości. Nie mam jej tego za złe.
Nie kontynuowałam już tego tematu. Ja i tak uważam, że powinna zachować się inaczej. Podziwiam ten stoicki
spokój, z jakim Paweł podchodzi do tego typu spraw!
- Wiesz, gdybym mógł, rzuciłbym to. - stwierdził.

Rozmowę przerwało pukanie do pokoju.
- Śpicie już? Bo mi się nudzi, nie mam z kim pogadać. - to był Kuba.

Posiedzieliśmy razem z nim jeszcze pół godziny, a potem poszliśmy spać.

Ciekawa jestem, czy Paweł ma jakiś konkretny powód, żeby palić???

8 sierpnia

Wczoraj spędziliśmy prawie cały dzień u Mai. Nie jest z nią tak, jak powinno być - nie je tyle, ile
trzeba, nie wychodzi codziennie z domu... Ale, na szczęście, ostatnio nie robiła sobie krzywdy.

Z nami uwielbia spędzać czas, dlatego chciała, żebyśmy znów gdzieś ją zabrali. Bardzo podobało jej się
zoo, więc prosiła, żebyśmy poszli tam jeszcze raz. Właściwie, to nie będzie nudne, zwierzęta
codziennie inaczej się zachowują. I codziennie są śmieszne.

Do zoo pójdziemy jutro, a dziś mieliśmy pomóc Monice się pakować - jutro wyjeżdża na 2 tygodnie na
obóz sportowy. Chciała, żebyśmy poszli z nią na zakupy - "musi mieć wszystko nowe". A zakupy z Moniką
trwają cały dzień, o czym miałam okazję się już kiedyś przekonać. Dostała stypendium za naukę, więc miała co
wydawać. Oczywiście Andrzej też musiał się dołożyć, za dużo tego wszystkiego jest. Potrzebowała buty
sportowe, kask rowerowy ( będą tam jeździć na wypożyczonych rowerach ) i cały sprzęt do pływania.
Kuba z Pawłem stwierdzili, że to nie zabawa dla nich, więc pochodzą sobie po mieście. Dlatego zostałam
sama z Moniką!
Zanim wybrała rozmiar i kolor butów, przymierzyła je tysięczny raz, zawiązała i rozwiązała, minęły
chyba ze 2 godziny! A to dopiero początek - tyle samo czasu zajęło kupowanie kasku! Następnie przyszła
kolej na wybór czepka, okularków i stroju kąpielowego. Miałam ochotę zostawić tam Monikę samą i jak
najszybciej opuścić ten sklep. Ale nie mogłam! Tyle rodzajów, tyle kolorów, rozmiarów, kształtów...
zwariować można!

Po około 6 ( !!! ) godzinach wyszłyśmy z tego sklepu! Już myślałam, że zostanę tam na zawsze!
Kuba i Paweł czekali pod sklepem. Byli w wyśmienitych humorach!
- I jak, fajnie było? - spytał Paweł, gdy wracaliśmy do domu.
- Nawet nie pytaj. Nigdy więcej nie idę z nią do sklepu!
- Dziwne, zazwyczaj dziewczyny uwielbiają zakupy.
- Ale ja nie. Strasznie mnie to męczy.
Paweł tylko się uśmiechnął. Chyba nigdy nie znudzi mi się ten śmieszny, ale równocześnie miły i łagodny
uśmiech...
- Ja wiem. Zawsze byłaś inna, niż wszyscy...

9 sierpnia

Rano odprowadziliśmy Monikę pod podstawówkę, gdzie była zbiórka uczestników obozu. Były tam te same
wysokie dziewczyny, których wzrost zadziwił mnie na ostatnim meczu piłki ręcznej.
Monika pobiegła przywitać się ze swoimi przyjaciółkami. Niektóre z nich patrzyły w naszą stronę.
- Ej, ej,  a kto to jest? - szeptały i pokazywały w naszą stronę.
- Ania i jej kumple. - odparła Monika, zdziwiona zaskoczeniem koleżanek.
Małolaty zawsze interesują się starszymi. W dodatku zazdroszczą tym, którzy się z nimi przyjaźnią.

Przyszła do nas się pożegnać. W moim przypadku nie było to wylewne pożegnanie, "w końcu koleżanki na nią
patrzyły, nie może się skompromitować", wręcz przeciwnie z chłopakami ( chciała pokazać innym, że
to faktycznie są jej bliscy kumple ). Jej koleżanki wciąż patrzyły w naszą stronę.
- Ty już się tak nie popisuj, młoda. - zaśmiałam się.
- Trzymaj się, stara. - dogryzła mi żartobliwie.
Pomachała nam jeszcze z okna autobusu. Kilka koleżanek już zajęło dla niej miejsce, żeby siedziała koło
nich. Dobrze, że jest lubiana, nie muszę się o nią martwić.

          * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Jak wcześniej obiecaliśmy Ajce, zabraliśmy ją do zoo. Właściwie to cieszyła się tak bardzo, jak gdyby
była tu pierwszy raz.
Znów chciało mi się śmiać na widok małpy, z którą ostatnio Paweł "rozmawiał". Dziś chyba była nie w
humorze, bo siedziała z poważną miną i pożerała banana. Jak widać, nawet małpa może mieć gorszy
dzień.

Gdy Maja biegła w kierunku klatki z innymi zwierzętami, zauważyłam wystający z jej kieszeni różaniec.
Dostrzegła to i szybko schowała go z powrotem. A więc nie rozstaje się z nim na krok...

          * * * * * * * * * * * * * * * *

Postanowiłam powiedzieć o tym później chłopakom.
- Ona nie może się dowiedzieć, że jej ojciec nie żyje. - powiedział poważnie Kuba.
- No pewnie, że nie. Ale z drugiej strony, po dłuższym czasie zorientuje się, że coś jest nie tak. Nie
będzie czekać na niego wieczność.
- Nie myślmy o tym na razie. Trzeba dbać o to, żeby było z nią coraz lepiej. - stwierdził Kuba.

W tym momencie do Drzewa zadzwonił jego ojciec! A tak wyglądała rozmowa:
"- Co tam u was, dobrze się bawicie?
- No, fajnie jest. - odparł krótko Kuba.
- Dzwonili z tej waszej szkoły, że 31 sierpnia rano macie już tam być. Chodzi o sprawy organizacyjne,
czyli internat...
- Dobra, ok, wiem, o co chodzi. - przerwał mu.
- Synku, rozumiem, że ci trudno z powodu Aleksandry, ale myślę, że dojrzejesz do tego...
- Tato, niczego mi nie musisz wyjaśniać. Nie będę się wtrącał w te wasze sprawy. Po prostu nie chcę mieć z tą
kobietą nic wspólnego.
- Może jak bardziej się poznacie, to znajdziecie wspólny język...
- Nie wiem, jak będzie, nie mów mi o tym teraz. Jeżeli chcesz z nią być, to nie ma sprawy, ja w to nie
wnikam.
- Wolałbym, żebyście się tak ciągle nie kłócili...
- To powiedz jej, żeby nie traktowała nas, jak pięciolatków, to może będzie lepiej! - poniosły go emocje.
- Wierz mi, że ona chce dla was jak najlepiej...
- Skoro tak, to niech się do nas nie odzywa, wtedy będzie dobrze. Przepraszam, tato, muszę kończyć.
I nie dręcz mnie już rozmową na ten temat. Cześć!"
I się rozłączył.

- Sumienie go ugryzło. - powiedział z przekąsem.
- Na pewno widzi, że ta cała Mora się źle zachowuje. Głupio mu jest. - stwierdziłam.
- Nie chcę tej kobiety znać, a tym bardziej z nią mieszkać. - powiedział stanowczo Kuba.
- Dobra, nie nakręcaj się, bo nie ma po co. Nie będziesz musiał jej widywać. - uspokoił go Paweł.
- I tego mamisynka też! - dodał Kuba.
- A właśnie, co tam u niego? - spytałam z ciekawości.
- To, co zwykle - podlizuje się mamusi. - odpowiedział złośliwie Drzewo.
- Niech sobie robi, co chce, nas to już teraz nie obchodzi. - dodał Paweł.
Kubie wreszcie opadły emocje. Nie dziwię się, że go to wkurza, mi Łukasz również działał na nerwy. No i
Pawłowi przecież też.
- Mam nadzieję, że Piotrek i Michał go nie spotkają... - powiedział Bilbo.
- A co, oni są groźni?
- Może nie groźni, ale wiedzą, że go nienawidzimy. Na pewno nie przeszliby obok Łukasza obojętnie.
- Oni też są z Bielska, prawda?
- Tak, chodziliśmy razem do klasy. Nie będziesz ich kojarzyć, bo doszli do nas dopiero w drugim
semestrze trzeciej klasy. Wcześniej chodzili do innej szkoły, ale też w Bielsku. Znamy się z
podstawówki i z harcerstwa.
- Nie chcieliby też przyjechać do Bielska?
- Wątpię. Oni nie przepadają za wyjazdami, zwłaszcza do kogoś, kogo nie znają. Czują się dobrze w
"swoim środowisku".
- Rozumiem. Czyli nie będę miała okazji ich poznać?
- Jedynie mogłabyś przyjechać do nas, do Bielska. Tylko nie wiem, gdzie byś mogła spać.
- Właśnie, z tym jest kiepsko. To powiedz mi chociaż, jacy oni są.
- Piotrek to taki wariat - wszyscy go lubią, ma poczucie humoru, lubi sport. Nie należy do biednych, dlatego
też nosi zawsze jakieś firmowe ciuchy. Z nim zawsze jest wesoło.
- To fajny musi być. A ten drugi?
- Piotrka na pewno od razu byś polubiła. A z Michałem to jest trochę inaczej. On też potrafi być miły i
sympatyczny, ale dla tych osób, które dobrze zna i lubi. Wobec innych jest zdystansowany.
- Taki zamknięty w sobie?
- Można tak powiedzieć. Ubiera się na czarno, słucha ciężkiej muzyki. I, jak każdy "metal", ma długie,
czarne włosy.
- Musi wyglądać przerażająco. I on idzie do wojska?
- Może nie przerażająco, ale raczej jego wizerunek pokazuje wyraźnie, czego słucha. A interesuje go wojsko, bo jest
człowiekiem, który nie boi się wyzwań, czy wojny. Może i jest trochę zamknięty w sobie, ale na pewno
nie jest tchórzem.
- Ciekawy gość. - stwierdziłam.
- Nawet bardzo. Wiem, że jemu na pewno można zaufać. On nigdy nikogo nie obgaduje, nie obraża. Szanuje
innych.
- To dobrze, to jest ważniejsze niż na przykład muzyka, której słucha. Może go nie znam, ale, mimo
wszystko, już go szanuję.
- Jak my wszyscy. Dlatego się z nim przyjaźnimy, on jest w porządku.
- A Piotrek czego słucha? Też metalu?
- Fan Linkin Parku. Może nie metal, ale dobra muzyka.
- No tak, ja też ich nawet lubię.

Ile ciekawych rzeczy się dowiedziałam! Bardzo interesujący ludzie!

Swoją drogą, o muzyce, jakiej słucha, Paweł również mi nic wcześniej nie wspominał. Ale już się zdążyłam
przyzwyczaić do tego, że on nie wszystko od razu mówi. Nie będę się już z nim o to kłócić.

10 sierpnia

Dzisiaj mamy się spotkać z Dominikiem i Kasią - chcieli iść na spacer po Pergoli, wokół fontanny. Jest to
całkiem ładne miejsce, więc nie zaszkodzi tam pójść. Byliśmy tam wprawdzie przy okazji zwiedzania
Ogrodów Japońskich, ale nie spacerowaliśmy tamtędy dookoła i nie oglądaliśmy fontanny.

Dominik bardzo się ucieszył na widok chłopaków, w przeciwieństwie do Kasi. Przywitała się wprawdzie, ale
bez przekonania.
Kiedy chłopcy szli przodem i o czymś rozmawiali, zagadałam do niej.
- Nie polubiłaś Pawła, co? Powiedz szczerze, nie będę miała ci tego za złe, on zresztą też nie.
- Po prostu przeszkadza mi to, że on pali, że ich szkoła niewiele obchodzi. Nie lubię takich ludzi.
- Ale ja nie jestem kujonem, Dominik tak samo, a jednak nas lubisz.
- Głównie przeszkadza mi to palenie. On to robi na pokaz?
- Nie, nie chodzi o to. Po prostu on tak się odstresowuje. Nie powiem, że mi się to podoba, ale staram
się go rozumieć.
- Ale jednak zaczął palić. Ja bym nawet nie chciała próbować.
- Widzisz, jak to jest. Ja też nie zamierzam, a on, niestety, dał się w to wciągnąć.
- Może zachorować na raka płuc. I co wtedy?
- Będzie miał pretensje tylko do samego siebie.
Nagle wyobraziłam sobie, co by było, gdyby faktycznie Bilbo zachorował. Nie przeżyłabym tego!
- Masz rację, to poważna sprawa. - przyznałam trochę wystraszona.
- Nie musisz się tak bać, nie zakładam, że akurat jemu się coś stanie. Jako przyszły lekarz staram się
przewidywać skutki używek. - uśmiechnęła się.
- Miło, że się troszczysz. Myślisz, że dałoby się go od tego odciągnąć?
- Zależy, co jest powodem palenia. Jeżeli się stresuje, to niech znajdzie inną metodę uspokajającą.
- Spróbuję z nim o tym pogadać.
- I taka postawa mi się podoba. Po prostu wkurzało mnie to, że nie traktujecie tego poważnie. W końcu
on ma dopiero 16 lat!
- Prawda. Ale możesz spróbować się z nim zakumplować, on nie jest złym człowiekiem.
- W porządku. Trochę mi głupio, że od razu tak negatywnie się nastawiłam do niego. Możesz mu powiedzieć,
że nie jestem na niego urażona.
- On na pewno to zrozumie. - uśmiechnęłam się.
Dołączyłyśmy do chłopaków. Kiedy my rozmawiałyśmy, oni uczyli się geografii!
- Są wakacje, wyluzujcie! - stwierdziłam żartobliwie.
- Trochę nauki nie zaszkodzi. Tobie też by się przydało. - Paweł się ze mnie śmiał.
Udawałam tylko obrażoną. Ale z ciekawością słuchałam, czego dokładnie się uczą.
- I właśnie tak powstają góry! - zakończył Bilbo.
- No jak, powiedz! - prosiłam.
- Trzeba było słuchać wcześniej. Nie chce mi się na nowo tego tłumaczyć. - zaśmiał się.
- Teraz już wszystko rozumiem! Dzięki, stary, jesteś wielki! - Dominik był bardzo wdzięczny i
usatysfakcjonowany zdobyciem nowej wiedzy.
- Powinieneś być korepetytorem. - stwierdził.
- Tak myślisz?
- No pewnie! Jak pójdziesz do tego liceum, to możesz się zainteresować, kto ma problemy z geografią.
Wyrobisz sobie dobrą opinię.
- Spróbuję. Może mi coś z tego wyjdzie. - uśmiechnął się.

Później już nie rozmawialiśmy o niczym konkretnym - śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Kasi wrócił dobry
humor, więc była miła atmosfera. Jeden z lepszych wakacyjnych dni!

W pewnym momencie Pawłowi zadzwonił telefon. To był Piotrek. Mówił tak głośno, że słyszeliśmy całą
rozmowę:
- Szykuj się, stary, przyjeżdżamy tam do was jutro!
- Jak to???
- A tak to! Wujek załatwił nam pracę przy roznoszeniu ulotek, będziemy spać u niego we Wrocławiu.
- To super! Będziecie mieli okazję poznać Anię i innych...
- A ładna jest?
- Nieważne, nie interesuj się. Zresztą sam zobaczysz - zaśmiał się Paweł. Mnie również chciało się
śmiać, jak to usłyszałam.
- Możesz ją pozdrowić. To czekajcie jutro o 12 na dworcu.
- Ok, to na razie!
- Nara!

11 sierpnia

Przed południem wybraliśmy się w trójkę na dworzec - Dominik i Kasia mieli dziś coś innego do roboty.
Szczerze mówiąc, miałam małe obawy, czy oni mnie w ogóle polubią, zaakceptują? Ważne, że Paweł i Kuba
się mnie nie wstydzą. To znaczy, że chyba nie jestem zła.

Kilka minut po dwunastej nadjechał pociąg. Nie dało się nie zauważyć dwóch wyróżniających się nastolatków:
jeden ubrany cały na czarno, ciemne włosy, poważna mina, ogólnie trochę "demoniczny" wizerunek; drugi
całkiem niebrzydki, blondyn, szeroki uśmiech i markowe ubrania. Wyglądali dość zabawnie, idąc razem.
Totalne przeciwieństwa!
Uściskali się z Pawłem i Kubą.
- Przedstawiam wam Anię "Kalinę" - powiedział Kuba.
Piotrek uśmiechnął się bardzo sympatycznie i podał rękę. Michał też, ale jego uśmiech był raczej
"nienachalny".
- Siedzimy tylko w tym Bielsku, nic się tam nie dzieje... Ej, stary, gdzie tu można zapalić?
- Tam, za budynkiem. - Paweł pokazał Piotrkowi kierunek.
A więc on też pali! Ciekawe, który z nich pierwszy zaczął.
- Może później o tym porozmawiamy. - odparł Paweł, gdy go o to spytałam.
Michał stał zamyślony i wpatrywał się w jedną z reklam wiszących na budynku dworca.
- Co tam znalazłeś ciekawego? - zagadał do niego Kuba.
- A wiesz, nawet nie wiem, co to jest. - odparł, wyrwany z zamyślenia, spokojnym i cichym głosem.
- O czym ty tam znowu rozmyślasz?
- Zastanawiam się nad jednym tekstem piosenki...
- O, to o takich rzeczach możesz spokojnie z Anią dyskutować. Ona też lubi rozkminiać.
Popatrzył na mnie, więc się uśmiechnęłam. On też.
- A jaki to tekst? - spytałam zainteresowana.
Nie znałam ani tej piosenki, ani nawet zespołu. Nie pamiętam już tych słów, ale wiem, że mówiły coś o
samotności i oczekiwaniu na śmierć. Trochę mnie to przeraziło.
- Ale ty chyba nie czekasz na to, aż umrzesz? - spytałam niepewnie.
- Nie, nie, to nie o to chodzi. Cały tekst jest poruszający, ale niedokładnie się z nim utożsamiam.

Przez cały czas mówił do mnie, jakby mnie już długo znał, był miły i sympatyczny. A myślałam,
że będzie z nim gorzej!
- A czytasz czasami poezję?
- Nawet często. A zwłaszcza wiersze Szymborskiej i Mickiewicza.
- To masz ciekawe zainteresowania. - odparłam.
Nie odezwał się już, aż do przyjścia Piotrka. Mimo wszystko, pozostaje cichym, zamkniętym w sobie
człowiekiem.
- Sorki, że tak długo, musiałem odpalać z zapałki. - odparł zadowolony.
- A ty nie jarasz? - zwrócił się do mnie.
- Ja nie. Nie jest mi to do niczego potrzebne. - odparłam.
- Nie wiesz, co tracisz.
- Zyskuję zdrowie. - uśmiechnęłam się.
Na szczęście Piotrek nie odebrał tego negatywnie - wręcz chwilę się nad tym zamyślił.

Z tego, co zaobserwowałam, to Michał nie pali. Przynajmniej jeden porządny. No, i jest jeszcze Kuba.

Chłopcy chcieli jechać do wujka, rozpakować się i zorientować w tej pracy, więc pożegnaliśmy się i
poszliśmy na chwilę do Mai.

- Wiecie, ostatnio znów widziałam w internecie, że żołnierze mają wracać, tym razem z Afganistanu.
Może teraz tata wróci. - mówiła zadowolona, a nam serca ściskało z bólu.
- A co tam u Maksia, wszystko z nim w porządku? - chciałam zmienić temat.
- Tak, czuje się dobrze. Ostatnio byłam z nim na spacerze i wywęszył trop jakiegoś psa. Możliwe, że to
Azorek chce do mnie wrócić...

Nie, nie, tylko nie to!!! Dlaczego ona znów myśli o tym psie??? Przecież już było z nią coraz lepiej, a
teraz znowu widzi jakieś dziwne rzeczy!
- Słyszałam jakby jakieś szepty. Myślę, że chciał mi coś przekazać...

Jak tylko opuściliśmy jej dom, momentalnie się rozpłakałam. To wszystko jest okropne! Nie potrafię tego
przyjąć do wiadomości, że z nią znowu jest źle. Już nie widziała tego psa, nie słyszała żadnych głosów...

Pawłowi i Kubie też serce pękało.

      * * * * * * * * * * * * * * *

Wieczorem chciałam porozmawiać sama z Pawłem na pewien temat:
- Palisz z powodu Piotrka? - spytałam.
Nie spodziewał się, że o to zapytam. Siedział przez chwilę w milczeniu, jednak postanowił odpowiedzieć.
- Szczerze, tak, zaczęło się od Piotrka. Próbował namówić do tego Michała, ale on się brzydzi
papierosami. Z kolei mnie zachęcił tym, że działają uspokajająco.
- Ale po co ci to w ogóle było? Miałeś jakieś kompleksy?
Znów zamilkł na chwilę. Jak zeszłym razem o tym rozmawialiśmy, nie powiedział mi. Teraz jednak się
zdecydował:
- W drugiej klasie miałem natłok kłopotów - kilka zagrożeń na koniec roku szkolnego, częstsze kłótnie
z wujkiem, pogorszenie się stanu babci... w dodatku mieliśmy z Kubą na pieńku z takimi dwoma
cwaniakami. Na szczęście potem zmienili szkołę. A do tego jeszcze doszedł konflikt z kuzynem dotyczący
Mai.
- Pamiętasz, o co się ostatnio kłóciliśmy. Właśnie o to, że nie mówisz mi o wielu sprawach, które są
ważne. Jak na przykład te.
Nie odpowiedział, ale czułam, że w duchu przyznał mi rację.
- Teraz nie masz tego problemu, nie musisz palić.
- Uzależniłem się i nie potrafię przestać tego robić. Piotrek tym bardziej, wypala dwa razy więcej,
niż ja.
- Nawet nie próbowałeś?
- Nie dałbym rady. Chyba, że jakimś dziwnym cudem coś by mnie od tego odciągnęło.

Smutne to wszystko. Z jednej strony Ajka, z drugiej chłopcy...

12 sierpnia

Piotrek i Michał roznoszą te ulotki w innej dzielnicy Wrocławia, więc nie będziemy ich spotykać na ulicy.
Dziś przyjechali tylko na godzinę, więc posiedzieliśmy u mnie w domu. Oczywiście Andrzej musiał
"wyskoczyć" ze swoimi poziomkami.
- Jedzcie, chłopcy, są naprawdę smaczne!
I się nie mylił - Piotrek i Michał zjadali je garściami. W przypadku poziomek Andrzej osiągnął już chyba
mistrzostwo!
- Pan jest zawodowym ogrodnikiem? - spytał grzecznie Michał.
W odpowiedzi Andrzej roześmiał się.
- No co ty, amator ze mnie! Ale dziękuję, że doceniasz moje starania.
- Oczywiście, że doceniamy, te poziomki są genialne! - powiedział Piotrek.

Siedzieliśmy tak chwilę, aż ktoś zadzwonił do drzwi.
- Hej, Ania, nie chce wam się gdzieś iść? Bo nam się potwornie nudzi! - powiedział Dominik.
- Cześć! Wiesz, akurat przyjechali dwaj kumple od Pawła i Kuby, zapoznam was z nimi. - zaproponowałam.
Zaprosiłam ich do salonu, gdzie wszyscy siedzieli. Przedstawiłam ich Piotrkowi i Michałowi. Byli nieco
zaskoczeni wizytą niespodziewanych gości, jednak z uśmiechem przywitali nowe towarzystwo.
- Całkiem duża grupa się nas zbiera! - stwierdził Kuba.
Rzeczywiście, coraz nas więcej! Oprócz 7 osób, które w tym momencie siedziały w salonie, jest jeszcze
Asia z Marcinem.
- Musicie jeszcze poznać Marcina i jego dziewczynę. - Kuba zwrócił się do Dominiki i Kasi.
- Jeśli będzie okazja, to z chęcią. - odparł chłopak.
- Słuchajcie, mam taką propozycję, myślę, że się zgodzicie. Wujek chętnie załatwiłby jeszcze kilku
osobom pracę w roznoszeniu ulotek. Jeżeli chcecie, możemy to z nim uzgodnić, podzielilibyśmy się po kilka osób
i każdy by chodził po innej dzielnicy. Co wy na to? - nagle Piotrka natchnął taki pomysł.
- Dobra myśl! Ktoś się nie zgadza? - spytał Kuba.
Nikt się nie sprzeciwiał. Nudne te wakacje, a przy chociaż tak prostej pracy można coś zarobić.
- Ale my jesteśmy młodsi od was o rok. Nie przeszkadza to w niczym? - spytała Kasia.
- Nie, spokojnie! Przy takiej pracy to nie ma znaczenia. - odpowiedział Piotrek.
Cenię go właśnie za pomysłowość i pewność siebie. Można na niego liczyć.
- W takim razie jedźcie z nami, zaczniemy od dzisiaj! - oznajmił Piotrek.

Na szczęście autobus nie spóźnił się, jak to w zimie było rzeczą normalną. Jechaliśmy około 25 minut,
aż dotarliśmy na podmiejską ulicę . Nigdy tu jeszcze nie byłam!
Mieści się tam budynek Kolportażu ulotek. Piotrek zadzwonił do swojego wujka, żeby go poinformować, że
przyjechali większą grupą.
- Czekajcie pod budynkiem, zaraz tam do was przyjdę!
Za moment wyszedł z budynku. Wyglądał zupełnie jak biznesmen - krawat, marynarka, eleganckie buty i
spodnie.
Każdemu z nas pokazał mapę i dzielnicę, na której mamy roznosić ulotki. Były to dwa obszary, dlatego
też podzieliliśmy się na dwie grupki. W jednej szedł Piotrek z Dominikiem i Kasią, a w drugiej ja z
Pawłem, Kubą i Michałem. Miało nam to wszystko zająć jakieś 2,5 godziny - oprócz zanoszenia ulotek pod
domy, mieliśmy również rozdawać przechodniom, a w następnych dniach będziemy je również dawać za
wycieraczki samochodów. Pewnie ludzi będą wkurzać reklamy przyczepione im do aut, ale cóż - taka praca.

Więc wyruszyliśmy! Oprócz tego, że takie chodzenie było męczące dla nóg, to całkiem przyjemnie się
spacerowało. Czasem na chwilę się rozdzielaliśmy, żeby szybciej wykonać pracę.
Nawet nam to przeleciało, chociaż minęły niecałe 3 godziny!
- Dobra robota, dzięki! A tu wasza wypłata. - podał każdemu z nas po 30zł. Moje pierwsze zarobione
pieniądze!
- Płacę wam 10zł za godzinę. Gdyby was było mniej, dawałbym 15zł.
- W porządku, wujek, myślę, że i tak wszyscy są usatysfakcjonowani. - odparł Piotrek.
Ja na pewno byłam! I tak wydaje mi się, że to za dużo.
- Wujek ma dobrą firmę, nie brakuje mu kasy. Dlatego ponad 200zł poszło dzisiaj na nas. - powiedział
zadowolony Piotrek.
- Dzięki, że nam to załatwiłeś! - powiedziała wesoło Kasia, a Piotrek uśmiechnął się serdecznie.
- No, dzięki. - odparł też Dominik, jednak bez entuzjazmu.
- Spoko, fajnie się z wami gadało! Lubię was! - powiedział im Piotrek i mrugnął do Kasi.

I znów tylko ja wyczułam jakąś dziwną sytuację...

13 sierpnia

W weekendy nie pracujemy, a że dzisiaj jest piątek, to będziemy mieli dwa dni wolnego. Chłopcy ustalili,
że będą tu jeszcze przez cały nadchodzący tydzień, a potem dopiero wyjadą. Cieszę się, że jeszcze te
kilka dni będę mogła z nimi spędzać czas. Potem wróci Monika, więc codziennie posłuchamy opowieści o rowerach
i basenach.
Dziś podzieliliśmy się w pracy inaczej - Kuba szedł z Piotrkiem, Pawłem i Kasią, a ja z Dominikiem i
Michałem.
Dominik nie był w dobrym humorze. Postanowiłam z nim o tym pogadać ( Michałowi można zaufać, nie
przeszkadzało mi w ogóle w tym momencie jego towarzystwo ).
- Coś taki smutny? Stało się coś? - spytałam.
- Nic takiego. - odburknął.
- Jak nie, jak tak. Widzę, że coś jest nie w porządku.
Dominik nagle się zamyślił i powiedział do Michała:
- Słuchaj, może się rozdzielimy na chwilę. Pójdziesz w tamtą uliczkę.
- Dobra, ok. - odparł Michał, któremu samotność nie sprawia żadnego problemu.
Kiedy się oddalił, Dominik zaczął mówić:
- Chodzi o tego Piotrka, nie chcę o nim mówić przy Michale. Widziałaś co on wczoraj robił?
- Zależy, o co ci chodzi.
- No jak to o co? Jak się uśmiechał i mrugał do Kasi...
- A to tak, zwróciłam uwagę. Ale co w tym złego?
- Cały czas coś do niej gadał, śmiali się i wygłupiali...
- To chyba dobrze, co nie? Polubili się.
Zirytowało to Dominika jeszcze bardziej.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Prawie nie zwracali na mnie uwagi. Czasem tylko się odezwali.
- Przecież mogłeś z nimi gadać.
- Z Piotrkiem? Jakoś nie miałem ochoty.
- Dalej nie rozumiem. Jesteś zazdrosny o Kasię?
- Ja??? Czemu miałbym być zazdrosny? - czułam, że mówi to nieszczerze.
- To w takim razie w czym ci to przeszkadza? - specjalnie się dopytywałam.
- Bo on może na nią źle wpłynąć. Jeszcze zacznie palić... - wymyślił.
- Taa, akurat, Kasia się tym brzydzi przecież. O to się nie bój, Piotrek jest miły i sympatyczny.
- I przemądrzały... - dodał złośliwie.
- Jeżeli jesteś zazdrosny, to po prostu powiedz.
- Mówiłem ci, że nie jestem. - powiedział stanowczo.
- W takim razie nie masz powodu, żeby się wkurzać. - uśmiechnęłam się.
Już się nie odezwał na ten temat. Co go nagle ugryzło? Wydawało mi się, że traktuje Kasię tylko jak
przyjaciółkę...

Po pracy poszliśmy przejść się po tym osiedlu, gdzie mieści się budynek Kolportażu ulotek. Wprawdzie
tam też je roznosimy, ale nigdy nie zwracamy uwagi na to, co tam jest oprócz domów. A warto było
przejść się ścieżką i mostem wokół jeziora. Obok zaś stała mała kawiarenka. Wprawdzie była pora obiadowa,
ale jednego loda nie zaszkodziło zjeść.
Widząc to miejsce, od razu pomyślałam o Mai - na pewno by jej się spodobało. Musimy ją tu następnym razem
zabrać. Choćby jutro!
Pospacerowaliśmy, pogadaliśmy, powygłupialiśmy się... Tylko Dominik wciąż był rozdrażniony.
- Ej, co jest? Głowa do góry, wszystko jest ok! - pocieszyła go Kasia. Od razu się do niej uśmiechnął.
Jednak wciąż patrzył dziwnie na Piotrka. Widziałam, jak zazdrość go pożera. Faktycznie, Kasia i Piotrek
chyba się bardzo polubili. Głównie rozmawiali między sobą.

14 sierpnia

Do południa siedzieliśmy w domu. Piotrek i Michał pojechali z wujkiem do babci Piotrka, która mieszka
kilkadziesiąt kilometrów od Wrocławia.
Chciałam porozmawiać z chłopakami o Kaśce i Piotrku.
- Od razu się polubili. - stwierdził Paweł.
- Ale Dominikowi się to niezbyt podoba.
- Dlaczego? - spytał Kuba.
- Zazdrosny jest. Tylko nie wiem, dlaczego.
- Tak myślisz??? Przecież jego nic z Kasią nie łączy.
- Może my to tak widzimy, a on nie. Zauważ, zawsze spotykali się z nami razem, nigdy osobno.
- No tak, coś w tym jest.
- O czym w ogóle Kasia z Piotrkiem gadają? Wydaje mi się, że oni są swoimi totalnymi przeciwieństwami!
- Rozmawiali na przykład o sporcie. Piotrka fascynuje zwłaszcza piłka nożna. Jak widać, ją to
zainteresowało.
- On jej nie irytuje?
- W ogóle! No, może na początku nie odzywała się w ogóle do niego, ale potem coś zaskoczyło i zaczęli
rozmawiać.
- Gdyby nie Dominik, pomyślałabym, że to dobrze.
- Bo nic w tym złego. Jak jest taki zazdrosny, to ma problem. Kolejny taki, jak Łukasz. -Kuba stracił
cierpliwość.
- Trzeba z nim o tym pogadać. - stwierdził Paweł.
On nigdy się nie wkurzał ani nie podnosił głosu. Tylko podziwiać...

              * * * * * * * * * * * * *

Po południu poszliśmy do Mai. Najpierw porozmawialiśmy chwilę z jej mamą.
- Na szczęście nie przestała jeść i wychodzić z domu, nawet się nie cięła. Ale znowu widzi tego zmyślonego psa.
Jak nas zobaczy, to na pewno będzie chciała wyjść na świeże powietrze.
Weszliśmy do jej pokoju. Jak zwykle, bardzo się ucieszyła na nasz widok, podobnie Max. Znów dostrzegłam
na biurku różaniec.
Gdy się dowiedziała, gdzie ją chcemy zabrać, od razu podskoczyła z radości i wybiegła z pokoju. Jednak nie
zapomniała schować różańca do kieszeni.

Trochę się obawialiśmy jej jazdy autobusem, ale Ajka nie ma choroby lokomocyjnej, więc nie było z niczym
problemu. Aż krzyknęła z zachwytu, gdy zobaczyła ścieżkę, kwiaty i jezioro.
- To jest cudowne!!! Szkoda, że Azorek nie mógł z nami jechać...
- Chciałaś powiedzieć Max? - powiedziałam.
Była zmieszana. Chyba nie uświadamiała sobie nigdy, że ma dwa psy. Teraz także się nad tym nie
zastanawiała.
Zbierała kwiaty, kładła się na trawie, próbowała wchodzić na drzewo... była pełna energii!  Po chwili
Kuba zaczął jej towarzyszyć ( w końcu to z nim czuła się najlepiej ). Opowiadał jej coś o każdym
rodzaju kwiatków, a ona uważnie słuchała.
- Myślisz, że znów będzie z nią źle? - powiedziałam do Pawła.
- Nie wiem. Ale wątpię, żeby miało być cały czas dobrze. - odparł smutno.
- Nie zmieniłeś zdania co do szkoły? - zmieniłam temat.
- Nie żałuję, że wybrałem ten kierunek. A ty, wymyśliłaś już coś?
- Jeszcze nie. Zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić.
- Masz na to czas.
- Wiem, ale nie chcę w ostatniej chwili być w tym samym punkcie, co teraz.
- Ja zdecydowałem dość późno, więc nie musisz się tym przejmować.
- A ty jak myślisz, na kogo ja się nadaję?
- Podobno jesteś dobra z angielskiego.
- No tak, ale nie wiem, czy na tyle, żeby iść w tym kierunku.
- Nie musisz być geniuszem, wystarczy, że ci to dobrze idzie. - uśmiechnął się.
Z nikim tak dobrze mi się nie rozmawia o poważnych rzeczach, jak z Pawłem. On wszystko rozumie, zawsze
mogę liczyć na jego wsparcie. A niedługo go zabraknie...
Wyrwał mnie z zamyślenia:
- Coś się stało? - spytał.
- Szkoda, że niedługo wyjeżdżacie. Długo się nie zobaczymy.
- No tak. Będą przecież weekendy, możemy tu kiedyś przyjechać.
- Ale trudno wam będzie. Na pewno będziecie mieć dużo innych zajęć, ja zresztą też.
- Niestety. Ale nie żegnamy się na zawsze, głowa do góry! - próbował mnie pocieszyć.
Spojrzał mi prosto w oczy. Ładne, niebieskie oczy...
Tylko co z tego? Gapimy się na siebie, nie wiadomo, po co. Ale jest w tym jednak coś wyjątkowego...

Maja zawołała nas, żebyśmy przyszli zobaczyć jakieś kwiatki. Kuba uśmiechał się do Pawła.
- Co się śmiejesz? - Paweł też się uśmiechnął.
- Z was. - odparł zadowolony.
Paweł tylko spojrzał na niego, jak na głupka. Nie dziwię się Kubie, sama bym się z siebie śmiała.
Nie wiadomo w ogóle, o co w tych naszych relacjach chodzi. To wszystko jest śmieszne!

16 sierpnia

Znów praca. Tylko co to za praca, 3 godziny w ciągu dnia!
Wczoraj zaprosiliśmy do siebie Maję na obiad. Jej mama musiała wyjechać na cały dzień gdzieś z pracy i
poprosiła nas, żebyśmy przygarnęli Ajkę też na noc - żeby się, biedactwo, nie bała.
Bardzo spodobał jej się domek Andrzeja. "Jakie piękne obrazy!", "jakie ładne schody!", "jaki śliczny
stolik!" - i taka reakcja na wszystko.
- Spróbuj moich poziomek, powinny ci zasmakować. - a ten znowu z tymi poziomkami!
Trochę niepewnie, ale skosztowała. Jej również zasmakowały.
- Przepyszne są! Takie malutkie i czerwone! - zachwycała się.
- Cieszę się bardzo! Niedługo też będą jabłka, pomidory i truskawki.
- Truskawki??? To cudownie! Będę mogła spróbować?
- Oczywiście, nawet musisz! - zaśmiał się Andrzej.
Pokazałam jej pokój mój i Moniki, łazienkę i kuchnię. Wszystko jej się podobało! Zainteresowała ją
najbardziej półka z książkami.
- Czytasz coś teraz? - spytałam.
- Nie, ale chciałabym. Podobają mi się fantastyczne książki.
- A czytałaś może "Hobbita"?
Zamyśliła się chwilę.
- Wydaje mi się, że gdzieś już tą nazwę słyszałam...
- W takim razie poczytaj. Będzie w sam raz dla ciebie!
Dałam jej książkę do ręki. Nawet nie zdziwiła mnie już jej fascynacja okładką i obrazkami w środku.
- Wierz mi, treść książki jest piękniejsza, niż obrazki. - powiedziałam, żeby ją zachęcić.
Podziękowała mi bardzo serdecznie. Paweł, widząc książkę w jej rękach, uśmiechnął się do mnie. W końcu
to on mnie przekonał do hobbitów!

                   * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

A dzisiaj praca. Znów zmieniliśmy skład grupy - ja z Piotrkiem i Kasią, a pozostali razem. Chciałam
przyjrzeć się ich zachowaniu razem.
Rzeczywiście - rozmawiali ze sobą, jakby znali się od zawsze. Normalnie z nimi gadałam, ale nie byłam
im jakoś bardzo potrzebna.
- Widzę, że fajnie wam się rozmawia. - powiedziałam miło.
- Widzisz, tak to jakoś wyszło. - zaśmiał się Piotrek.
I dalej śmiali się i wygłupiali. Nie przeszkadzałam im. Nie rozumiem więc, czemu Dominik robił z tego
taki problem.
- Dominik już ma dobry humor? - spytałam.
- No właśnie nie za bardzo. Nie wiesz, co mu się stało? - odparła Kasia.
Miałam wątpliwości, czy jej to powiedzieć. Postanowiłam "pójść na około":
- Coś wspominał, że ostatnio nie gadaliście z nim za dużo.
- Gdyby chciał, to byśmy go nie odrzucali. Z tobą przecież rozmawiamy. - odpowiedziała.
- Może ma z czymś problem? - spytał Piotrek.
Postanowiłam, że nie będę milczeć w tej sprawie.
- Dobra, powiem wam, ale jakby co, to nie wiecie. On się zachowuje, jakby był o ciebie zazdrosny.
- Co, on??? Chyba żartujesz!
- Serio ci mówię. Ale nie rozumiem, dlaczego? Przecież was nic nie łączy.
- Może pogadaj z nim, co? Powiedz mu, że ja mu nie chcę na złość robić i żeby się nie obrażał. - powiedział
Piotrek.
- Dobra, tak zrobię. Dzięki, Ania, że mi to mówisz. - uśmiechnęła się.

       * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Gdy wróciliśmy do domu, do Kuby zadzwonił jego ojciec:
- Jak się macie?
- Naprawdę cię to interesuje, czy ONA każe ci dzwonić?
- Nawet tak nie mów. Dzwonię, bo się martwię o was.
- No, super. - odparł obojętnie Kuba.
- Łukasz będzie mieszkał z wami w pokoju, mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza...
- Obojętne, i tak nie będziemy tam przebywać.
- Wrócicie na weekendy.
- Pewnie nie zawsze. Czasem zostaniemy, jak będzie dużo pracy.
- Ale pamiętajcie, że nie musicie obawiać się powrotu. Nikt was stąd nie wyrzuci.
- Dobra, już się nie tłumacz. Muszę kończyć, na razie!
Zawsze ta rozmowa wyglądała tak samo. Ojciec przekonuje zbuntowanego syna, że go "jednak" kocha. Zupełnie
jak w telenoweli, załamać się można!

17 sierpnia

Ustaliliśmy, że Dominik z Kasią pójdą dzisiaj sami - niech porozmawiają na spokojnie. Tymczasem my w
piątkę byliśmy drugą grupą.
Nie umieliśmy znaleźć tematów do rozmów, więc Piotrek zaczął opowiadać o piłce nożnej - a to o treningach,
zasadach gry, mistrzostwach Europy - więc wszyscy słuchali. Było w tym tyle pasji, tyle
emocji... Lubię ludzi, którzy mają jakieś zainteresowania, którym się poświęcają. Zazdroszczę im.
Ja z kolei wspomniałam o tym, że Monika gra w piłkę ręczną. Piotrka bardzo to zainteresowało, więc
musiałam mu o tym trochę poopowiadać. Zresztą o samej Monice też.
- Szkoda, że nie jest starsza. Fajna dziewczyna!
Rozśmieszył mnie. Wystarczyło mu powiedzieć, że uprawia sport i lubi być uparta, a on się już interesuje.
Taki właśnie jest Piotrek.

         * * * * * * * * * * * * * * * *

Po skończeniu pracy chcieliśmy jak najszybciej się dowiedzieć, co tam u naszej "drugiej grupy"? Oboje
mieli poważne, trochę smutne miny. Postanowiliśmy nie dopytywać się od razu.
Jak to zwykle w takich sytuacjach się robiło, szłam razem z Kasią z tyłu, żeby porozmawiać "na osobności".
- I jak?
Odpowiedziała dopiero za chwilę.
- To była trudna rozmowa. Ja w ogóle nie wiedziałam, że on mnie w ten sposób traktuje!
- I co ty na to?
- Musiałam mu delikatnie wytłumaczyć, że ja go traktuję tylko jak przyjaciela. Rozmawialiśmy spokojnie,
ale i tak go to bolało.
- Zamiast ci od razu powiedzieć, to on się z tym krył. Niech się teraz nie dziwi!
- No właśnie, chyba nie powinnam czuć się winna?
- Oczywiście, że nie. Przecież nie zmienisz swoich uczuć.
- Obawiam się tylko, że on nie będzie chciał ciągnąć tej przyjaźni.
- Nie myśl tak, może musi to sobie przemyśleć.

Dołączyłyśmy do grupy. Dominik miał okropną minę! Wydaje mi się, że trochę przesadza. Zachowuje się jak Łukasz.
Co dziewczyny robią z chłopakami!

Wieczorem znów o tym rozmawialiśmy. Chłopcy również podzielili moje zdanie - Dominik może obwiniać tylko
i wyłącznie siebie. A już na pewno Kasia nie jest niczemu winna.
Mam nadzieję, że Dominik nie stanie się taką ofiarą, jak Łukasz. Fajny z niego gość, szkoda by go było.

19 sierpnia

Wczoraj Dominik oznajmił, że wyjeżdża z rodziną i nie będzie już pracował. Wszyscy od razu stwierdzili,
że po prostu nie chce przebywać w naszym towarzystwie. Damy mu czas, niech sobie przemyśli te sprawy.
Tymczasem dziś wieczorem chłopcy muszą się pakować, bo jutro wyjeżdżają. Wprawdzie byli tu aż 2 tygodnie,
ale dla mnie to i tak za krótko. I co ja będę robić?!
Niedługo rok szkolny się zacznie, więc nie będzie nudno. Tylko czy Dominik będzie chciał z nami
rozmawiać?
Odwiedziliśmy Maję. Chłopcy chcieli się z nią pożegnać.
- Jak tam książka? - zapytałam.
- Super, najlepsza, jaką czytałam!!! Domek hobbita jest śliczny, chciałabym go kiedyś zobaczyć.

I to jest główna wada czytania przez Ajkę książek fantastycznych - ona w to wszystko jest w stanie uwierzyć!
Ale nie możemy jej tego zabronić - musiałaby siedzieć pod kloszem i się nie ruszać. Zawsze świat będzie na nią
w jakiś sposób wpływał. A zwłaszcza świat fantastyczny.
- Kiedy znów nas odwiedzicie? - zapytała chłopaków.
- Jeszcze nie wiemy, ale na pewno niedługo. - odparł Kuba.
- Ja zostanę, więc jeżeli będziesz mnie potrzebować, pomogę ci. - powiedziałam.
Uśmiechnęła się. W tym momencie wspomniałam wszystkie te lata, w których byłyśmy dla siebe, jak siostry.
I nagle wszystko to zniknęło, Maja nie pamięta tej przyjaźni. Gdyby nie chłopcy i Dominik z Kasią, byłabym
zupełnie sama, zdana tylko na siebie.

Będąc w pokoju Ajki, dostrzegłam różaniec na biurku, ale, na całe szczęście, nie widziałam nigdzie noża.
Uspokoiło mnie to, cięcie się to najgorsze, co może w jej przypadku być.

Pożegnała się wylewnie z chłopakami. Pogłaskaliśmy jeszcze Maksia i wyszliśmy. Za godzinę pojechaliśmy
do pracy - już ostatni raz. Cieszę się, że udało mi się coś zarobić - czuję się dumna, sama na te pieniądze
zapracowałam.
Jak już wcześniej wspomniałam, Dominik się nie pojawi, dlatego podzieliliśmy się po trzy osoby. Piotrek
i Michał poszli z Kasią.
Czas nam szybko minął - był to ostatni dzień spędzony razem, chcieliśmy więc o wszystkim jeszcze
porozmawiać.
Zaraz po skończonej pracy Piotrek z Michałem pojechali do wujka - rodzina chciała jeszcze spędzić czas
z Piotrkiem i jego przyjacielem. Zaprosiliśmy więc Kasię do nas, żeby nie czuła się sama. Skoro Dominik
postanowił się nie odzywać...
Oprócz pakowania się chłopaków, nic nadzwyczajnego się nie stało. Gdy już wiem, że się rozstaniemy, nie
potrafię mieć dobrego nastroju.

20 sierpnia

Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie. Chłopcy spakowali jeszcze ostatnie rzeczy i przyszedł czas na pożegnanie
z Andrzejem. Zanim jednak to się odbyło, pobiegł do kuchni i przyniósł duże pudełko:
- Macie tu zapas poziomek. Jedzcie na zdrowie! Albo poczęstujcie tą waszą macochę.
- Dzięki wielkie. Ona to zje, nawet, jeśli nie będzie chciała. - odparł zadowolony Kuba.
Nawet mnie ten podarunek nie zdziwił. Andrzej nie potrafiłby się powstrzymać.

Poczekaliśmy na Kasię i poszliśmy na dworzec. Tam już czekali na nas Piotrek i Michał. A tak właściwie
to Piotrek poszedł zapalić. Nie pamiętam, kiedy jego albo Pawła widziałam ostatnio, żeby palili! Czyli,
że jednak da się tego uniknąć, trzeba tylko chcieć!
Ale jednak się zawiodłam. Paweł, gdy zobaczył Piotrka z papierosem, też musiał iść zapalić za budynek
dworca - "tradycyjne miejsce". Mimo, że zwróciłam uwagę na fakt, że jakoś przez ten czas palenie nie było
mu potrzebne, on stwierdził, że musi i koniec.
Chłopcy mieli iść kupić bilety, jednak ja nie poszłam z nimi - nie mogłam się powstrzymać, musiałam iść
wygarnąć Pawłowi.

Pobiegłam do niego. Gdy wyjrzałam za budynek, on akurat odpalał. Nie zastanawiając się, podeszłam
szybko:
- Zostaw to! - powiedziałam stanowczo i wyrzuciłam mu papierosa z rąk. W tym momencie on chwycił moją
rękę.
- Po co to robisz? Nie rozumiesz, że to ci szkodzi? Czemu akurat przez ten cały czas nie miałeś takiej
potrzeby?
- Bo tutaj jest ktoś, kogo nie mam w Bielsku. - odparł krótko.
Popatrzył mi prosto w oczy i uśmiechnął się. To był ten moment, w którym musiało się to stać. Nie mógł
wyjechać, nie zrobiwszy tego. Oboje byliśmy przekonani, że chcemy w to brnąć, że nie mamy co do siebie
żadnych wątpliwości. Po prostu: pocałował mnie. Nic więcej nie potrzeba, żadnych słów ani gestów.

Potem pomyślałam sobie, że w porę go powstrzymałam od zapalenia - nie chciałabym, żeby wcześniej miał
fajkę w ustach.

Pociąg przyjechał prawie punktualnie - akurat teraz wolałabym, żeby się spóźnił. Pożegnaliśmy się
wszyscy bardzo wylewnie.
Może nie będziemy się z Pawłem długo widzieć, ale cieszę się, że zdecydował się na ten gest. I cenię to, że
był cierpliwy, czekał, aż ja będę gotowa. Zresztą od zawsze był z niego równy gość.

Nawet nie płakałam - czułam się szczęśliwa. Chłopcy jeszcze pomachali nam przez okno.

I trudno, trzeba wrócić do rzeczywistości. Nawet cieszę się, że rok szkolny niedługo się zacznie.
Zanudziłabym się, gdyby wakacje były dłuższe!

Oczywiście, wracając z Kasią do domu, opowiedziałam jej o mnie i Pawle. Skomentowała krótko:
- No nareszcie!!!

23 sierpnia

Dziś wraca Monika - będą dłuuuugie opowieści. Ale przynajmniej nie będzie nudno.
Przyszłam po nią pod podstawówkę. Dzieciaki wysiadające z autobusu znów badawczo mi się przyglądały.
Monika wysiadła i, o dziwo, wyściskała mnie z całych sił! Takie wylewne powitanie było do niej
niepodobne:
- Jak ja się cieszę, że cię widzę! - zawołała.
- Aż tak się stęskniłaś?
- Nie, to znaczy, no... Tak, bardzo tęskniłam! - nie wiedziała, co powiedzieć.
- Choć do domu, może jeszcze się załapiesz na poziomki.
Podczas powrotu do domu opowiadała mi o tym, jak wyglądał jej pokój, co tam miała ciekawego i z kim
mieszkała. Tyle było do mówienia, że właściwie tylko o tym zdążyła powiedzieć.
Za Andrzejem również tęskniła, więc przywitała go tak, jak mnie. Usiedliśmy wszyscy razem i słuchaliśmy
jej opowieści. Dowiedziałam się, że raz dziennie chodzili na basen, na boisko i na salę gimnastyczną,
a cztery razy jechali na wycieczkę rowerową; co jedli, co robili w wolnym czasie - dosłownie o
wszystkim mówiła. Opowiadała tak cały dzień, aż do wieczora. Na szczęście była zmęczona, więc wcześnie
poszła spać.
Oznajmiła, że chce spędzić ze mną ostatnie dni wakacji! Żebyśmy poszły na basen, na rolki, na lody i
na coś jeszcze, już nawet nie wiem, co. Nie mam żadnych planów, więc dobrze się składa, że nie będę
sama.

30 sierpnia

Jutro Paweł i reszta wyjeżdżają do szkoły. A dzisiaj zadzwonił:
- Mora coś kombinuje. Prawie cały czas siedzi z Łukaszem przy laptopie i coś robią, nie chcą powiedzieć,
co. Jeszcze powiedziała nam z promiennym uśmiechem "To niespodzianka. Myślę, że będziecie zadowoleni".
- Oj, to radzę wam się uzbroić.
- Dokładnie, w miecz i w zbroję. Wyczuwam coś złego.
- Dacie radę, nie przejmuj się.
- Musimy. A co tam u was, Dominik się już nie obraża?
- Nie wiem, dzisiaj dopiero się zobaczę z Kasią. Ale gdyby już nie miał focha, to by się odezwał. Przecież on
się nawet z wami nie pożegnał!
- No widzisz, to już jego problem.
- A jak tam Marcin?
- Świetnie się miewa. Z Asią są dosłownie cały czas razem. Nierozłączni!
- Nie to, co my... - wtrąciłam trochę głupio.
- Widzisz, nie zawsze jest łatwo. Czasem trzeba być bardziej wytrwałym. Ale zobaczysz, kiedyś nam
się to odpłaci. Nie będzie źle.
- Mam taką nadzieję. Łukasz już mieszka z wami w pokoju?
- Niestety. Staram się go tolerować, ale gdybym się nie powstrzymywał, oberwałby już z dziesięć razy.
- Ale nie bijcie się tam, nic ci to nie da.
- Satysfakcję. O to w tym chodzi.
- Obojętne, ale postarajcie się żyć w zgodzie.
- Nie muszę się do niego przyzwyczajać, bo jutro wyjeżdżamy.
- To zadzwońcie, jak dotrzecie. Pa!
- Ok, pa!

Tymczasem ja idę spotkać się z Kasią. Jestem ciekawa, co też Dominik wyprawia.
Jak przyszłam do kawiarni na rynku, ona już czekała.
- I co z tym Dominikiem? - spytałam, gdy usiadłyśmy przy stoliku.
- Nie odzywał się przez cały czas. Postanowiłam więc, że ja zadzwonię do niego. Wprawdzie odebrał, ale
chyba nie bardzo chciał ze mną rozmawiać.
- A co powiedział?
- Że on musi się ogarnąć, przemyśleć kilka spraw i jeszcze jakieś teksty w tym stylu. Co tu do myślenia?!
Co on, całe życie już sobie zaplanował?
- Nie ma jakiś kompleksów?
- Z tego co wiem, to nie. Skoro nie chce z nami gadać, bo ma "swoje problemy" to znaczy, że chyba nie
jesteśmy dla niego aż tak ważni.
- Sama nie wiem, nie rozumiem, o co mu chodzi. Czy on coś sobie wymyślił?
- Chyba. A okazało się, że jednak rzeczywistość jest inna.
Nie chciałyśmy się wzajemnie nakręcać, więc zmieniłyśmy temat. Nie wracałyśmy już do Dominika. Pojutrze
i tak go zobaczymy w szkole. No, chyba, że nie zamierza przyjść.

31 sierpnia

Dopiero wieczorem zadzwonił Paweł:
- Nie wiem, czy będziesz chciała ze mną gadać. - był mocno wkurzony.
- Rozumiem, że coś się stało.
- No, i to dużo. Niech lepiej Łukasz uważa na swój nosek, bo go może niedługo nie mieć.
- Co ty jesteś, chirurg jakiś? Nie mów mi takich rzeczy. Co się stało?
- Przepraszam, ale uwierz, też byś się wkurzyła i to jeszcze bardziej. Wczoraj wieczorem Łukasz też się
pakował, ale nie chciał powiedzieć, gdzie wyjeżdża. Dopiero Mora rano przywitała nas uroczym uśmieszkiem
i "radosną" informacją: "Chłopcy, mam wam coś do powiedzenia, na pewno się ucieszycie. Nie chciałam, żeby
Łukasz został tu sam bez kolegów, więc postanowiłam, że pójdzie do szkoły razem z wami! Udało mi się to
załatwić niedawno.". Myślałem, że wybuchnę, a Kuba to już w ogóle nie myślał, tylko powiedział na głos,
co o tym myśli. Wujek był już wtedy w szkole, więc zarówno Kuba, jak i Mora pozwolili sobie na ostre
docinki. To wredne babsko doskonale wie, że nienawidzimy Łukasza, więc specjalnie go tam wysłała.

Nie umiałam się powstrzymać od przekleństwa. Wstrętna baba!
- Dobra, nie będę cię nakręcał, bo widzę, że się jeszcze bardziej wkurzasz. - próbował mnie uspokoić.
Rzeczywiście, ja zawsze jestem bardziej nerwowa, niż on.
- I co z tym zrobicie?
- Nic, zaciśniemy zęby i wytrwamy. Nie musimy przecież z nim gadać.
- Może nie będzie tak źle?
- Zobaczymy. A wujek pewnie był równie zadowolony z tego pomysłu.
- Ale przecież Łukasz tam nie pasuje!
- I o to też chodzi! Krzywdę robi swojemu synusiowi.
- Wielką krzywdę. No cóż, to mogę wam jedynie życzyć powodzenia. Trzymajcie się!
- Ty się tym tak nie przejmuj. Nie myśl o tym. Cześć!
Jak mam o tym nie myśleć i się nie przejmować?!

1 września

Dominik się nie pojawił. Wychowawczyni nie wspominała nic o tym, żeby miał zmieniać szkołę. Trochę mnie
to wszystko zaczyna niepokoić...
Paweł znów dzwonił. Chciał mi przekazać, że, jak usłyszał, "w tej szkole nie wypada palić, ba, na terenie liceum
w ogóle nie wolno, nawet nauczycielom". Mówił też, że od przyjazdu palił tylko po jednym dziennie.
"Czyżby jednak to nie było takie trudne?", spytałam. Skoro tak, to chyba nie był uzależniony jakoś
szczególnie. On to sobie tylko wmawiał, żeby mieć jakiś pretekst. Wygarnęłam mu to i przyznał mi
niechętnie rację. Przy takim układzie nie dochodzi przynajmniej do kłótni!

14 września

O Dominiku wciąż nic nie wiadomo. Gdy pytaliśmy o niego nauczycieli, twierdzili, że chyba jednak zmienił
szkołę. Właściwie to sami nie byli pewni. Wkurza mnie takie podejście do poważnych spraw!

Wreszcie nadszedł upragniony przez Andrzeja czas zbiorów. Pomidory, truskawy i jabłka - o ile znów czegoś
nie zepsuł...

A jednak nie wszystko było idealnie - jeden mały krzaczek z truskawkami był jakiś niedorośnięty. Jak
widać, zawsze musi się trafić jakaś wpadka.
Zaprosiłam Kasię, żeby również skosztowała. Pomidory użyłyśmy do kanapek, a truskawki i jabłka były
przeznaczone na deser.

Przepyszne! Chyba nigdy jeszcze nie jadłam takich świeżutkich pomidorów, prosto z sadu. Andrzej
był wręcz wzruszony naszym zadowoleniem. Kasia, dla której ostatnie jedzenie agrestu nie zakończyło się
fortunnie, dziś była w pełni usatysfakcjonowana smakiem pomidorów. A truskawki i jabłka wyszły chyba
jeszcze lepsze! Nie mam wątpliwości, ten człowiek ma talent, i to niemały.

Dodatkowo poprawiły mi humor wieści od chłopaków. Kuba opowiadał mi o tym, jak to nastąpiło spotkanie
Łukasza i Piotrka z Michałem. Jak ich zobaczył, to myśleli, że ucieknie z przerażenia! Michał się
niewiele odzywał, ale Piotrek, który doskonale wiedział, kim jest Łukasz, specjalnie go zagadywał,
wygłupiał się i robił inne wariactwa. Podobno Łukasz zadzwonił później wieczorem do mamusi, że "chłopcy
są dla niego niemili." Wprawdzie musieli wysłuchać wykładu od dyrektora, że "nie powinni w ten
sposób traktować swojego towarzysza", ale warto było, dla samej satysfakcji. Prędzej Łukaszowi będzie
ciężko z nimi, niż im z Łukaszem. Coś czuję, że oni go tam wykończą...

Atmosfera jak we wojsku. Skoro Łukasz tam poszedł, musi się nauczyć wytrwałości i bycia twardym. Sam się
w to wpakował, mógłby się sprzeciwić mamusi, ale tego nie zrobił. To jest jednak dla niego idealna szkoła!


18 września

O Dominiku słuch zaginął - nikt nie wie i się nie interesuje, co z nim jest. Mam tylko nadzieję, że nie
stało mu się nic złego.

Podobno Łukasz zaczął bać się Piotrka. W ogóle śmieją się z niego w tej szkole, że jest ofiarą losu i
nieudacznikiem. Przyznam szczerze, że to prawda - może więc to towarzystwo go zmieni.

Stan Mai znów trochę się polepszył - zapomniała, póki co, o Azorku. Ale wciąż nie rozstaje się z
różańcem...
Martwię się o nią, o Dominika... On w ogóle nie odbiera telefonu, nie mamy z nim żadnego kontaktu.
I to wszystko przez jakąś głupią zazdrość!

11 listopada

Czas leci całkiem szybko - właściwie to teraz najważniejsze w szkole są przygotowania do egzaminów
gimnazjalnych, na niczym innym się nie skupiamy.

Chłopcy, z okazji Święta Niepodległości, mieli iść całą szkołą na cmentarz. Chciałabym ich zobaczyć w
tym stroju wojskowym - nawet nie wiem, jak wyglądają.

No i, nareszcie, odezwał się Dominik:
- Żyjesz w ogóle???
- Jeszcze tak.
- Co to znaczy jeszcze??? - zestresowałam się.
- Spoko, nic mi nie jest, tylko miałem operację wyrostka, dość kłopotliwą.
- Ale czemu się wcześniej nie odzywałeś???
- Zgubiłem telefon. Przepraszam was, jestem trochę rozkojarzony.
- Ale przyjdziesz do szkoły?
- Tak, od przyszłego tygodnia. A co tam u Kasi?
- Wszystko w porządku, oprócz tego, że się martwiłyśmy o ciebie. Musisz nas informować o takich sprawach.
Już myślałyśmy, że się obraziłeś...
- Ja??? Nie no, co ty, nie będę przecież focha strzelał. Przepraszam was, że się tak dziwnie zachowałem,
ale, wiesz, głupio to wszystko wyszło...
- Rozumiem. Lepiej zadzwoń do Kasi, na pewno będzie chciała pogadać.
- No dobra. To cześć, do zobaczenia!
- Cześć!

Całe szczęście, już myślałam, że nie żyje! No i przynajmniej nie jest obrażony.

Wieczorem usłyszałam od Pawła "sprawozdanie" z dzisiejszego dnia Niepodległości:
- Nie uwierzysz, co zobaczyliśmy, przechodząc obok grobów.
- No co?
- Wiesz, tam był grób kogoś, kogo chyba miałaś okazję poznać... Kojarzysz ojca Łukasza, byłego męża
Mory?
Zatkało mnie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...
- Niestety. Jak to Łukasz zobaczył, klęknął przed grobem i zaczął płakać, czy nawet szlochać. Beczał
dosłownie jak małe dziecko. Ale rozumiem go... Staliśmy w milczeniu w tym miejscu jakieś 15 minut.
Musieliśmy go stamtąd odciągać, bo sam nie chciał iść.
- Ale, czemu w Warszawie grób, czemu w ogóle grób??? - nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Łukasz mówił, że tam mieszka stary przyjaciel jego taty. Jest jedyną osobą, która mogła go pochować.
Bo nie wiem, czy Mora w ogóle się tym zainteresowała.
- Wolę nie komentować jej podejścia do niektórych spraw.
- Jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy z Łukaszem - stwierdził, że musi być twardy i wytrwały, bo nie chce
skończyć podobnie, jak ojciec. Ogromnie go ta śmierć poruszyła.
- Ale dlaczego nie żyje, upił się?
- A jak myślisz? Za bardzo innej możliwości nie ma.

Co się dzieje z tym światem?! Jedni umierają, inni płaczą... Całe szczęście, że przynajmniej z Dominikiem
i z Mają jest wszystko w porządku.
Odczułam to samo, co na pogrzebie babci Gabrieli - w końcu miałam okazję poznać tego człowieka, rozmawiać
z nim, a nawet dać mu pieniądze. Te marne kilka złotych też przyczyniło się do tej śmierci. Chciałam
dobrze, a teraz mam wyrzuty sumienia, że to zrobiłam. Straszne to jest!

15 listopada

Dominik wrócił do szkoły. Gdy się z nim przywitałyśmy, zaczął od razu od rozmowy z Kasią:
- Przepraszam cię, że tak to wyszło. Bądźmy dalej przyjaciółmi. - wyciągnął do niej rękę.
- W porządku, nie zrobiłeś niczego złego. - podała mu dłoń.
Musiałam im obu opowiedzieć o tacie Łukasza. Chyba byli jeszcze bardziej zszokowani, niż ja. W końcu
oni znają Łukasza o wiele dłużej.

Odwiedziłam Maję - nie była w dobrym humorze, nic dzisiaj nie jadła. Gdy spytałam ją, o co chodzi,
powiedziała, jakby do siebie:
- Wiem, że jesteś ze mną, tato. Już niedługo cię zobaczę.
A więc wciąż wierzy, wciąż o tym rozmyśla. Ile ja bym dała, żeby jej pomóc!

          * * * * * * * * * * * * *

Paweł zadzwonił - z kolejną zaskakującą informacją:
- Poszliśmy z Łukaszem do tego grobu, żeby mógł się w spokoju pomodlić. I wtedy zobaczyliśmy samochód -
- mercedes wujka! Wysiadł z niego i pobiegł w naszym kierunku. Przywitał się bardzo wylewnie, zaczął
mówić coś, że się stęsknił za nami i przyjechał od razu, gdy dowiedział się o śmierci pana Mory. Ale nie
było z nim matematyczki - powiedziała, że ona nie ma już nic wspólnego z tym człowiekiem i nie będzie
specjalnie z tej okazji wyjeżdżać. Doszło do kłótni i, w rezultacie, wujek przyjechał sam. Był mocno
wkurzony na Morę.
- Może to im wyjdzie na dobre. - stwierdziłam.
- Najlepsze jest to, że Łukasz nie bronił swojej mamusi - sam powiedział, że zachowała się bardzo nie w
porządku i jest mu bardzo przykro.
- Czyli chyba jednak potrafi być normalny.
- Całe szczęście. W ogóle ostatnio normalnie można z nim pogadać, o wszystkim. Zrobił się z niego całkiem
w porządku gość.
- To super. Wrócił mu rozum.

Czasem czyjaś śmierć może się przyczynić do czegoś dobrego, jeśli można w ten sposób o tym mówić. Pan
Mora zmarł, żeby Łukasz mógł stać się lepszym człowiekiem. Widocznie tak miało być, chociaż to
potwornie dołujące.
 25 listopada

Wreszcie się to zakończyło! Od początku to nie miało sensu i dopiero teraz się o tym przekonali.
- Mora spakowała walizki i, z grobową miną, opuściła mieszkanie. - Paweł zrelacjonował opowieść
dyrektora.
- A co z Łukaszem?
- Nic, Mora się wynosi z powrotem do Wrocławia, więc będzie miał trochę bliżej ze szkoły do domu.
- No to świetnie! Lepiej być nie mogło!
- Dokładnie. Wprawdzie wujkowi jest przykro, że tak to się skończyło, ale prędzej, czy później by to
nastąpiło. Pożali się przez kilka dni i wszystko wróci do normy.

Co za kobieta! Na całe szczęście, nie widziałam jej na oczy. I możliwe, że nie zobaczę.

27 listopada

Paweł mówił, że dyrektor zaczął się nimi interesować - zamierza im opłacać wszystkie koszty związane ze
szkołą! Oczywiście oni, chcąc "wykazać się odpowiedzialnością", za niektóre rzeczy będą płacić własnymi,
uzbieranymi pieniędzmi. Oprócz tego, pochwalił mi się, że wypala już tylko jednego papierosa na dwa dni!
Czyli, że jak dobrze pójdzie, to z tym skończy. Jak sam powiedział, "To też twoja zasługa.". Zależy mu
na mnie, więc zrobił to, o co go już od dawna prosiłam. Jak chce, to potrafi!

4 grudnia

Oto, kogo zobaczyłam dzisiejszego dnia na ulicy, gdy sobotnim popołudniem spacerowałam z Dominikiem i Kasią -
- Łukasz i Aneta idą za rękę! Kiedy nas zobaczyli, od razu podeszli.
- Cześć, miło was widzieć! - powiedział radośnie Łukasz i każdemu z nas podał rękę.
- To wy znowu razem??? - zapytała Kasia.
- Można tak powiedzieć. Zaczynamy od nowa. - uśmiechnęła się Aneta.
- W takim razie powodzenia wam życzymy! - powiedziałam sympatycznie.
- Dzięki, tobie i Pawłowi też. - Łukasz uśmiechnął się do mnie.
No tak, zupełnie w ten sposób o tym nie myślę. Paweł zawsze był przyjacielem i nim pozostanie. Tylko,
że takim najbliższym.
- Już wszystko w porządku u ciebie? - spytałam Łukasza.
- No wiesz, smutek pozostanie, ale już się pozbierałem. Chłopaki ze szkoły bardzo mnie wspierają.

Najpierw dali mu kosza, a teraz mu pomagają - bardzo dobre szkolenie. Z ofiary losu i mamisynka stał
się normalnym chłopakiem. Może teraz faktycznie coś im wyjdzie z Anetą?

                     * * * * * * * * * * * * *

Nie wspominam nic ostatnio o mojej kochanej rodzince. A to dlatego, że oboje są zajęci - Andrzej w
ogrodzie, a Monika na boisku. Żyją w swoich światach!

A Marcin z Asią mają się świetnie - pasują do siebie idealnie. Nareszcie wszystko zaczyna się dobrze
układać...

5 grudnia

...chociaż, tak naprawdę, najgorsze dopiero było przed nami. Nigdy nie zapomnę tego dnia.

Przechadzałam się spokojnie ulicą, gdy nagle zadzwonił telefon:
- Aniu, nie jesteś może z Mają? - to był przerażony głos pani Beaty.
- Nie, proszę pani.
- Słuchaj, kochana, dzwonię, bo nie ma jej w domu i nie wiem, gdzie jest!
- Nie wie pani, gdzie ona może być?
- Często chodziła ulicą 1 maja.
- To ja spróbuję jej poszukać.
Zaczęłam mieć czarne myśli. Co z nią?!
Zadzwoniłam do Dominika i Kasi, żeby przyszli mi pomóc. Jednak, zaraz po skończeniu rozmowy telefonicznej,
stanęłam przed wąskim przejściem, gdzie stały kosze na śmieci. I dostrzegłam leżącą w bezruchu
dziewczynę.
Podbiegłam szybko i oto zobaczyłam spoconą i brudną twarz Mai. Trzymała w ręku nóż, a z ręki lała się
krew.
- Maju, odezwij się, żyjesz?! - krzyczałam.
Otwarła powieki i spojrzała na mnie.
- Nie martw się o mnie, już za chwilę będę Tam, razem z tatusiem.
- Co ty wygadujesz?! - wyjęłam z kieszeni chusteczkę i starałam się zatrzymać krew wypływającą z jej żyły.
- Pisało... na komputerze... kto wtedy zginął... - traciła przytomność.
- Nie rób sobie tego, będzie dobrze! - zaczynałam płakać.
- Wiem, że będzie dobrze. Ale nie tutaj. Tam jest tatuś, prawdziwa mamusia z tatusiem i Azorek... Twoja
mama też...
- Proszę cię, Maja, przecież tutaj masz żyć! CO twoja mama zrobi, jeżeli ciebie zabraknie, a co Max,
Kuba, Paweł?! - mówiłam wszystko, co mi w przypływie emocji przychodziło do głowy.
- Kiedyś się spotkamy. Ale nie dziś. Proszę cię, przekaż to Kubie - podała mi różaniec, po czym
gwałtownie odrzuciła chusteczkę i przymknęła oczy.
- Błagam, nie rób tego!!! - krzyczałam, ale nie wiem, czy do niej to dotarło.
Zdążyła jeszcze wyszeptać: "Dziękuję za wszystko" i odeszła...

Siedziałam tak przy niej, zalana łzami, pogrążona w rozpaczy, której nigdy jeszcze nie odczuwałam. To
są emocje, których nie można sobie wyobrazić. Oto leżała na moich kolanach moja pierwsza prawdziwa
przyjaciółka, a właściwie to już nie jest ona - jej duch już jest po tamtej stronie...

Po chwili znaleźli mnie tam Dominik z Kasią oraz, ku mojemu zaskoczeniu, Paweł i Kuba!
Spojrzeli zszokowani. Ten widok i moje spojrzenie wyjaśniły im wszystko. Zadzwoniliśmy po pogotowie.
Chociaż właściwie lekarze nic tu nie pomogą, nic już nie pomoże.
Płakałam i nie umiałam przestać. Dlaczego akurat ona?! Miała całe życie przed sobą, a tymczasem jej
nie ma. Nie, nie potrafię w to uwierzyć, nie przyjmuję tego do wiadomości, niemożliwe!!!

Paweł objął mnie ramieniem. Jest jedyną osobą, która w tej chwili miała dla mnie znaczenie. Potrzebowałam
jego bliskości.

Nawet nie pamiętam, czy ta karetka przyjechała, czy nie - byłam w szoku. Ale chyba tak, skoro przeleciały
mi przed oczami sylwetki gości w białych kitlach...

             * * * * * * * * * * * * * * * * * *

"Czas jest wielkim nauczycielem, tyle tylko, że zabija swoich uczniów." - jak powiedział pewien mądry pan,
Hector Berlioz. Każdego z nas to czeka - ale czemu w tym wieku?!

Cóż, jej misja na tym świecie dobiegła końca... A życie toczy się dalej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz