wtorek, 17 lutego 2015

274. Bez zagubienia

Jak widzę te drzewa,
Las bezlistny zatopiony w śniegu
Tak, całe kilometry przeszłabym nim,
Niekończącą się ścieżką.
Bez zagubienia.

Naśladować śpiew ptaków
Lub krzyczeć
Ot tak,
O tym, czego nienawidzę.
Choćby usłyszał ktoś,
A w lesie rzadko by ich spotkać,
Jestem w centrum własnych myśli.
W wołaniu imiona ich
Lub rzeczy nieco milsze,
Bez ograniczeń.
Bez zagubienia.

Tylko ja.
Gdzie dojdę, gdy natrafię na ostatni rząd drzew?
Co za nim przywita mnie
Lub odpędzi na odwrót?
Nie wiem.
Mógłby tak trwać wiecznie,
Trochę jak życie po życiu,
Przyziemnie lecz jeszcze,
Przy mnie.
Bez zagubienia.

Spacer zakończy się wraz z nadejściem wiosny.
Spacer zimowy lecz.
Póki miałabym siły
Brnęłabym tak przed siebie
Wiecznie.
Bez ograniczeń.
Bez zagubienia.

Brnęłabym tak.
Jak przedzieram się przez zakamarki siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz