środa, 4 lutego 2015

265. Morze Martwe

Przez łzy
Wypłukać z siebie to, co najgorsze.
Gdyby tak słone wody mogły unieść mnie,
Martwe morze, w którym nigdy nie utonę.

Życie największym jest zagrożeniem.
Jak ryzyko;
Uniknąć mogą go tylko tchórze.
A wycofać się?
Zrezygnować?
Jeśli brak tchu zabrania mi nawet uciec?

Martwe morze.
Tworzę go, odpływając w niepamięć.
Kropla rosy o poranku
Niewinnie spływa po płatkach róż.
Jedna kropla
O jednej tylko porze dnia.
Tak ulotna, wydawać by się mogło.
Nadaje słodyczy spragnionej przyrodzie,
By w niecierpliwości czekała następnego przyjścia.

Martwe morze.
Nie napoi, nie utopi nikogo.
Gdyby tak słone wody mogły unieść mnie.
Tworzę je, odpływając w niepamięć.

Kropla rosy o poranku.
Czy odnajdę w sobie choć odrobinę słodyczy,
Byś w niecierpliwości czekał następnego przyjścia?

Jedna kropla
O jednej tylko porze dnia.
Tak ulotna, to nie złudzenie.
Boję się, że zamarznę przy niej.

Przez łzy
Wypłukać z siebie to, co najgorsze.
Być tą kroplą słodką, jedną na tysiące.
Unieść się na Morzu Martwym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz