do zegara nad ołtarzem
Strony
- Strona główna
- O mnie
- „Biały i Czarna”
- LubimyCzytać
- Nowa Fantastyka
- Kreatywni
- Penana
- ResearchGate
- Magazyn „Biały Kruk” (numer specjalny)
- Ekstrakty. Tom drugi (Fantazmaty)
- Obcość (Zapomniane sny)
- Magazyn „Biały Kruk” (redakcja i korekta)
- Beza wśród korzennych ciastek
- Połów. Poetyckie debiuty 2019
- Sztuka jest kobietą
- Suplement (2017–2021)
piątek, 31 marca 2017
760. Dewaluacja
do zegara nad ołtarzem
759. Dytyramb wyzwoleńczy (głos młodych humanistów w sprawie wizji scenicznej Radosława Rychcika)
czwartek, 30 marca 2017
758. Małość
atakuję
błądzę na dnie niepewności
myślę
zbyt mało
doznaję upojeń
krążysz po orbicie bezpiecznie odległej
boisz się przeciwciał
wytwarzanych mimowolnie
to moja odpowiedź
na zawieszone w powietrzu pytanie
targam się na strzępy
pozbawiam nawet cząstki
byś otulony jedynie oddechem
skazał mnie na straty
szukał wiatru w innym polu
757. Jak szalona
kruszę literki od dni po sekundy
rozgryzam z wysiłkiem
łamię zęby
na przeterminowanych dylematach
paletą smaków przyprawiam tu i teraz
byleby tanio, chcę oszczędzić na jutrzejsze
piszę gęsto, niezbyt zwięźle
skończę się dopiero z atramentem
rozlewam się kleksem
w pamiętniku pamflecisty
wykrwawiam jego wiersze
noszę zbrodnię na rękach
tarcza sumienia -
rozpuszczona tabletka
cykuta na zranienia
spływa wraz z kompleksem
oszczędzając białe stronice
jak szalona
zapominam, jak to było
chować się
za własnym cieniem.
wtorek, 28 marca 2017
756. Wiosna
na drzewie ptasim trelem
i za ścianą
kwitnącym uniesieniem
przypomina mi
idzie odrodzenie
majowa żarówka
Edisona natury
przesyła pozdrowienia
ultrafioletem
skarży się skóra
na ból przeobrażenia
odciążam uśpienie
porzucając wylinkę
naga kreatura
gładka jak tafla powietrza
wrażliwa na dotyk
palców wtykanych w niejedno
wraz z pierwszym tchnieniem
współistnieje
w kolarzu barw i dźwięków
maluje krągłości
na nich wiesza oczy
przyłapanych obserwatorów
dzieli świeżość po równo
niby klepsydra zjada pierwsze ziarna
w żołądku sieje przeszłość
kiełkującą we wspomnienia
staje na głowie
gdy przychodzi czas powtórzeń
poniedziałek, 27 marca 2017
755. Reakcja bez powtórzeń
nic dwa razy
na szczęście
dałabym się
pokroić na atomy
byleby tylko
nie reagować ponownie
spływam z deszczem
pociągiem w rytm grawitacji
paruję w innym stanie
skupiam się ulotnie
niewidzialna wędruję
zataczam różne kształty
figury bynajmniej
nie przystające
dopływy zmieniają skład chemiczny
rozcieńczam zakochanie
do rzadkiej
bo trudnej do strawienia
papki hormonalnej
w tej formie łatwiej wydmuchać
przemycić z oddechem
rozesłać atmosferze
listem
bez adresu zwrotnego
nic dwa razy
na szczęście
ręce mam
tylko dwie
pod warunkiem
że jedna drugiej
nie naśladuje
niedziela, 26 marca 2017
754. Ile do końca?
od pierwszego tchnienia
końcem jest
powrót do początku
głębokość nieznana
pewnie zależna od czynów
lub przypadkowa
siła pierwszego pchnięcia
wymierność jest tu niewskazana
szycie życia ci nie splecie
żaden wzór dobry na każdą liczbę
z natury swojej
jesteśmy bowiem
nieobliczalnie
niepoliczalni
obwód istnienia wyznaczy ci granice
sam zakreślisz zasięg możliwości
skracając się
o co najmniej
kilka lat świetlnych
trzymaj się więc z dala
omijaj szerokim łukiem
tykającego grabarza
z uśmiechem zdradzającym odpowiedź
753. Byczy lapsus
spod znaku byka
gwiazdozbiorem się rozmywam
zasięg mam globalny
od jesieni do wiosny
latem się zapominam
gdy pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach
strojna w numerowaną biżuterię
wiem do kogo przynależę
bywam złotym cielcem
łatwo ulegam
czerwonej płachcie
potem trafiam
na pierwsze strony gazet
widnieję w tytule
jako błąd językowy
sobota, 25 marca 2017
752. Twoja twarz brzmi znajomo
lub korytarzu szkolnym, nie pamiętam,
jedna i ta sama fala anonimów.
Uśmiechał się nieporadnie,
spytał, gdzie masz obrożę,
bez obroży bowiem
panoszą się tylko psy bezpańskie.
Miał o pokolenie więcej lat,
silne dłonie, palce ubrane w plastry,
dwudniowy zarost i koszulę prosto z prania.
Wstyd mi było
w dziecięcej sukience
a serce
ubogie
o doświadczenie.
Wcisnął do ręki lizaka
przypomina mi to
sami wiecie
ten, co płakał przy porodzie
głośniej niż ja
a potem, z roku na rok,
coraz głośniej
milczał.
wtorek, 21 marca 2017
751. Wstecz
zawijas światopoglądowy, z kropką u dołu
niby znak zapytania,
wykrzyknik z wadą postawy,
zamącił prostolinijność.
Miało być po kolei, w porządku alfabetycznym:
marzenie-mrzonka-osiągnięcie,
wyszło odwrotnie
spacerem od śmierci do narodzin.
Z wiekiem kurczy się ego,
sprowadzone do rozmiaru dziecka,
uśmiechu bez zęba.
Szczerbata miłość bardziej nacechowana jest życiem
niż biały obrus, na sekundę przed splamieniem.
Jeszcze za stara na szczęście,
obciążona niewiedzą,
karą za przyszły występek.
poniedziałek, 20 marca 2017
750. Mikrokosmos poza zasięgiem
pajęczym stępem stawiam opór powietrzu,
wywijam odnóżem
w rytm leniwej symfonii uderzeń
serca zamkniętego w szkatułce,
do której kluczem nie jest samotność
wbrew dyktowanej przeze mnie doktrynie
o wyzbyciu się postaci drugoplanowych,
wystawieniu ich za drzwi teatru.
Czekam, ale tylko w milczeniu
na wzór świata nietkniętego ludzką ręką,
spłoszona drapieżcą
o dwóch pustych głowach, lecz kłach ostrych, jak brzytwa.
Czekam cierpliwie, zgrzytając zębami co sekundę,
tak odcinam sobie
chwile skazane na zatracenie.
Czekam uważnie,
w rogu przy suficie, skąd widać najobszerniej
reakcję chemiczną ciał,
wiązanie słowne,
ładunek dodatni
przy ujemnym dystansie,
na badacza głodnego mikrokosmosu,
małostkowej nieskończoności
tkacza pajęczyn,
artysty bez poklasku.
niedziela, 19 marca 2017
749. Empatia
każesz mi mówić
do ściany
płakać nad zburzeniem
świątyni
przez barbarzyńcę
z twarzą twarzy znajomych
należysz do tej kolekcji
figurek w jednym rzędzie
z półki nad łóżkiem
jak aniołowie
zazdrośni o boską taryfę ulgową
tańczysz zbyt frywolnie
cierpisz zbyt wylewnie
słucham
cham
mam
cię
po dziurki w uszach
bezkarnie
z twoich wyznań puszczam latawce
lub zawijam w bibułkę
wypalam dla rozluźnienia
napiętych strun
dźwięczących o życiu na krawędzi
macham tylko po to, byś mówił do ręki
sobota, 18 marca 2017
748. Antyobywatel
pięść do ręki i krzyk do ust,
choć za zębami jeszcze wczorajszy seans papki informacyjnej
i echo cichej modlitwy dziękczynnej.
Gorzkie jadło lubi mylić smaki,
menu nikt nam nie narzucił, więc
trudno o sąsiedzką uprzejmość
w uwalnianiu od siebie samych.
Z natury jesteśmy antyczni -
historycznie przeciwni
i przeciwnie historyczni,
z duszą na ramieniu, by była dobrze widoczna
i nieodczuwalna, gdy przyjdzie czas spowiedzi.
Z natury jesteśmy antyczni -
antyludzcy
i antyzwierzęcy,
antyboscy w swej antygrzeszności,
patriotycznie antynarodowi.
Podzieleni na
antypodziałowych i zjednoczeniowych,
postępowo przeszłościowi,
smętnie pobudzeni
i posłusznie wolnościowi.
Z natury jesteśmy
z niejednej lepieni gliny,
bezkształtnie oczywiści,
sumiennie niedokładni.
Lubimy, gdy się nas obraca
o sto osiemdziesiąt koma pięć stopnia,
bo „nareszcie świeżym powodem”
jest pół odchylone od normy.
747. Pokoje życzeń
piątek, 17 marca 2017
746. Manekinka
po latach żmudnej nauki osiągnęła perfekcję
w wyręczaniu manekina.
Nieruchomym czas biegnie innym rytmem,
raczej stacza się w zawrotnym tempie,
skupiony w dolnych częściach ciała.
Plastikowe serce pompuje sok wiśniowy,
ten rozpływa się po policzkach, pod pozorem zawstydzenia.
Chwyt warty wejścia do ciasnego lokalu
(odzwierciedlenie poziomu intelektualnego).
Choć wieczory ma dla siebie, dzieli je po
trzysta sześćdziesiąt pięć,
rok nadgania za jednym zamachem
dłoni, szkicowanej przez światowej sławy artystę.
Nie oszczędza czułych gestów
podszytych pod peruką, jako jedyny objaw
choroby zwanej empatią
w bezpiecznie początkowym stadium.
Jutro znów pomacha wielu,
kpiąco zazdrosnym
o trudność łatwości profesji manekinki.
czwartek, 16 marca 2017
745. Byt malowany na szklanych ścianach
do rozpuku,
najbezpieczniej przy kichaniu
przemycić śmiech
i wysmarkać, jak kurz ze ścian szklanych domów.
Na ich zaparowanych szybach malowidła z Lascaux,
plan dnia,
ludzik
i telewizor z programem lokalnym,
sąsiad poczuł się gwiazdą
spadającą na życzenie
do przyszytych na spodniach worków próżniowych,
gdzie miejsce tylko dla spoconych dłoni
zmęczonych chlebem powszednim,
zawstydzonych do czerwoności
uczciwą pracą,
za którą wynagrodzenie zaledwie drewnianą prowizorką,
chatą bez okien.
Oddech nie maluje już oczekiwań,
chmura czarnych myśli spowija przezroczystość.
Gorzko mi
do rozpuku.
środa, 15 marca 2017
744. Stróż nocny
Umieram dziś po raz dziesiąty,
dogorywam gdzieś w podmiejskim.
Zajechał na drugi koniec
na przystanek w negatywie,
jak lustro i poranna kawa,
obklejam się tym oszustwem,
wargi sklejone wyschniętym podziękowaniem
nie pocałują już słońca.
Szepty wychodzą na jaw dopiero nocą,
kiedy zdaje się, że On przymknął jedno oko,
a drugim droczy się z atomową przepychanką,
ustawia figurki w szeregu
twarzą do Sądu Ostatecznego.
Zapominamy, że słuch, serce i dziurki od nosa,
sztuk dwie
(na obraz i podobieństwo),
jedna węszy spiski,
druga wydycha przebaczenie,
machina parowa napędzana wiecznym niekontent
gdziebyłeśkiedyumierałmójbliski,
po prostu zgadza się, że z różdżką ci do twarzy,
choć nie przeczytałeś instrukcji obsługi.
wtorek, 14 marca 2017
743. Pudełkowanie
myślimy do kwadratu,
szkoda, że akurat nie na temat,
bo klient chce na opak, niż jest na składzie,
z takim zamysłem odbyło się niegdyś jego poczęcie,
by, zgodnie z modą oryginalności, przeć pod prąd
(powiedz to matce, a nie urodzi cię więcej).
Dziś nie istnieją już bezludne wyspy,
są tylko
zawszone placki na głowie,
lufcik dla filozofii,
w fazie recyklingu można by odzyskać
kilka groszy
na religię w monopolowym,
gdzie świat oceanem,
a człowiek wrakiem,
samotnym, jak gdyby jedyny spartaczony.
Gromadzi na zimę zapasy
kurzu do uszu,
brzuszek na łóżko,
łóżko przez okno,
lecisz, głupi, za każdym podmuchem,
jednak czujesz, że w środku ci duszno,
jakbyś już nie tyle włożony,
co spudełczony do imentu
liczyć umiał zaledwie do czterech,
dwie pary nie wzbudzają podejrzeń
choćby nie wiem, jak łączone.
W końcu stać cię na wymierność,
bezkształtny konkwistadorze okazji
do skurczenia się w sobie jeszcze bardziej.
niedziela, 12 marca 2017
742. Serva
Jesteś na każde zawołanie,
wytresowana na układną sukę
służysz reprodukcją i poświęceniem.
Brawa dla współuzależnionej.
Serce bije dla
matki, męża, dziecka, sąsiada,
tobie wystarczy organ używany
i odbicie dłoni na policzkach.
Brawa dla współuzależnionej.
Na garbatych siodło leży najwygodniej,
masz siłę, jesteś tego warta,
by unieść wszechświat na czubku złamanego palca.
Brawa dla współuzależnionej.
Wiem, że chowasz po kieszeniach
zaciśniętą pięść i drobne na lekarza,
uciskasz na dnie, by nie odważyły się
zaryzykować choć raz.
To oznaczałoby przełom,
odcięcie pępowiny
matki żywiącej się dziecięcym głodem.
Dobry sługa słucha pana,
a zły sługa nie jest sługą,
chcę połamać się z tobą drobnym grzechem.
Dobry sługa nie jest sługą,
a zły sługa słucha pana,
feudalizm dawno wyszedł z mody,
staroświecka młoda damo.
Zbrodnia to niesłychana
pani nie słucha pana,
odszedłszy grzebie w gaju
na łączce przy ruczaju.
Grób wolnością zasiewa,
zasiewając tak śpiewa:
"Rośnij kwiecie wysoko,
jak pan leży głęboko,
jak pan leży głęboko,
tak ty rośnij wysoko."
piątek, 10 marca 2017
741. Merridew
póki zajęta jest pomnikowaniem jutra,
zadośćuczynieniem za grzech,
ten dziedziczony, jeszcze po pradziadku,
do dziś zaniedbany.
Nie bój, póki żywi się aktem skruchy,
bo nie znasz przyjaciela w wydaniu pierwotnym,
czysta karta ma dziurę pośrodku i zagięte rogi,
głód wzywa cię imieniem posiłku,
to cena za brak ograniczeń.
Kocha, nim uwierzy, że granica horyzontu nie jest krańcem,
a morze łez oczyszcza z czystości,
obnaża z szaty szytej sumiennie
na miarę człowieczeństwa.
Ubiór godny jedynie zwierzęcia.
Nie chciej przekonać się, co leży na dnie,
bo tylko czeka na tragiczną prowokację,
by zerwać więzy konwenansu,
stoczyć się poniżej,
gdzie za lepszych dni nie miał odwagi.
sobota, 4 marca 2017
740. Spod kontroli
zdaje się, że odgryzł mi kawałek przyszłości;
to chyba dzień, w którym miało zmienić się na lepsze.
Gdy przyspieszam, mam szansę go dogonić,
a jemu właśnie o to chodzi,
by rozegrać to jak najszybciej,
skończyć mnie
nim zacznę tracić prędkość,
skończyć nim zacznę,
uciąć mnie na starcie,
tuż za linią,
za którą miały czekać
obietnice, ubrane w strojne kształty.
Mogę poddać się dobrowolnie
kroczyć w rytmie sekundy
lub
zrezygnować z musztry,
umrzeć, kiedy zawoła,
nie czekać,
nie słuchać,
nie wybiegać,
stać się zasadą
to jak
samowolka pod kontrolą.
739. 40 dni
o smaku gorzkiej miłości,
bo prawdziwej, lecz zaledwie
ludzkiej.
Ciążył kamień, który, zgodnie z poleceniem,
nie stał się chlebem,
ranił stopy pod pozorem pokuty
za czyste sumienie.
Jako milczący rozmówca zbyt wiele miał do powiedzenia
o korzyściach sprzeniewierzenia,
cierniach na sercu
bez ubytku na ciele.
Czterdzieści łez
na pustyni tworzy oazę,
bujnie rozrasta się,
choć zasiana tęsknotą,
za królestwem wprawdzie,
lecz tym tworzonym przez czyny.
Czterdziestego dnia poczęstował się słowem
prawdziwym, lecz zaledwie
lub aż
ludzkim.